Cyrk

cyrk

Za nami bardzo zabiegany dzień. Rano byłam na spotkaniu wrocławskich blogerów kulinarnych i było to moje pierwsze blogowe spotkanie, któremu poświęcę osobny wpis. Po powrocie szybki spacer z psem, obiad i fru po dzieci, a tam akcja cyrk. Cyrk to nie lada wydarzenie w małych miejscowościach i choć ja nie znoszę cyrku to dzieciaki otrzymały bilety, skaczą jak małpki i naturalnym dla nich jest, że skoro cyrk przyjechał to my do niego idziemy. I kropka. No więc poszliśmy, a jak było przeczytacie poniżej.

cyrk2

Może zacznę od mojej cyrkowej traumy z dzieciństwa. Moja mama uwielbia tego typu atrakcje i jak tylko w zakładzie pracy pojawiały się bilety do cyrku to ona z miejsca kupowała bilety. W dodatku do loży! Raz to ją nawet klaunica wałkiem stłukła z zazdrości o swojego klauna, widownia pękała ze śmiechu, a mnie do śmiechu kompletnie nie było. Nienawidziłam cyrku i tego wysiadywania w pierwszym rzędzie, na środku, bo przecież widok stąd najlepszy. Do tego te klauny zaczepiające oczywiście kogo? Dzieci w pierwszym rzędzie. Na samo to wspomnienie mam gęsią skórkę, brrr..

Lena do tej pory w cyrku była raz i zgadnijcie z kim? Z Babcią 🙂 No i na moje nieszczęście spodobało jej się na tyle, że dziś z radością pobiegła w stronę namiotu, by za chwilę z pudełkiem popcornu stać w kolejce po watę cukrową i świecącą, migoczącą koronę, a na koniec przydałoby się jeszcze przecież na kucyku pojeździć całe dwa okrążenia. Jakoś ostatecznie ten cyrk przeżyłam, ale zmarzłam potwornie i nadal do fanek cyrku nie dołączam.

Cyrk się zwał Katarzyna. Ten, kto mnie bliżej zna wie, jak bardzo tego imienia nie znoszę, chociaż nic do Kasiek nie mam, no może do większości Katarzyn.. Katarzyna od dziecka kojarzyła mi się z katarem. Same przyznajcie, że brzmi podobnie 😉 Cyrk to się zawsze nazywał Korona, Zalewski, ale Katarzyna? No nic.. niech będzie, wyboru nie mam, a dzieci piszczą.

Powitał nas młody pan ubrany w bluzę, krótkie szorty i klapki. To ja w kiecce, rajstopach, kurtce i chuście marznę, a on w tych klapkach, brrr po raz drugi. Błyskotki sprzedawała Pani, taka prawdziwa cyrkówka, nieco już podstarzała, ale zgrabna, z brokatem na powiekach i hula-hopem kręciła lepiej ode mnie. W dodatku czarowała, kolorowe parasolki jej z rękawów wyskakiwały, dzieci miny miały rozdziawione patrząc na jej występ, same wyglądały jak zaczarowane, czyli wszystko w porządku, tak ma właśnie zachwycać cyrk. Ostatecznie dla dzieci tu przyszłam. Chwilę później na scenę wpuszczono koty. Lampka ostrzegawcza mi się zapaliła, bo przypomniała mi się akcja, by nie wybierać cyrków ze zwierzętami. Cholera, w biegu nawet nie sprawdziłam oferty tego cyrku, nie doczytałam o kotach, a przecież teraz widzę, że na bilecie info było. Przyjrzałam się bliżej tym zwierzakom, a one ładne, wyczesane i dosyć grube, więc może sporo ćwiczą i występują, a za poprawnie wykonaną sztuczkę dostają zawsze nagrodę, dlatego takie tłuste. Chyba źle tym kotom tam nie jest – pomyślałam, a w tym samym czasie eM. mi na ucho szepcze, że „pewnie z tydzień nie jadły to teraz wszystko za żarcie zrobią”. Brrr po raz trzeci.

Jak koty wyszły to cyrkówka, która jest tam człowiekiem orkiestrą, bo sprzedaje, czaruje, kręci i trenuje koty, przytargała psa. Pies kudłaty, niezbyt duży, rasy nie znam. Na deskorolce zaczął ten pies jeździć, zabawkowy wózek wozić, sala się cieszy, dzieciaki zachwycone. Skończyły się akrobacje, pani psa posadziła i zaczęła mu czapki, maski, uszy króliczków Playboya zakładać. Widownia pęka ze śmiechu, a ja się zastanawiam, co tutaj robię?

Nie nadaję się do cyrku za nic w świecie. Choćbym nie wiem, jak się starała to mnie nie bawi. W dodatku te zwierzęta.. Do teraz myślę, jak te ich próby wyglądają, czy faktycznie się nad nimi tam znęcają, czy głodzą.. Chyba mi się ten cały cyrk jeszcze z tydzień będzie śnił po nocach.

A dzieciaki zachwycone..

Dobrze, że mi na tym dzisiejszym spotkaniu dobrą herbatę dali. Czarną, liściastą, a do niej lokum z orzechami laskowymi, taki turecki specjał do kupienia tutaj. Wróciłam zmarznięta potwornie, zaparzyłam i życie wróciło do normy 😉

sb1



There are no comments

Add yours

Dodaj komentarz