Kastracja i metody alternatywne. Co wybrałam?

lucky4

Dziś temat psi, ale pies to pełnoprawny członek rodziny, więc i jemu się miejsce na blogu należy. Kastrować, czy nie kastrować? To pytanie spędza mi sen z powiek odkąd w domu pojawił się Lucky zwany Lucjanem. Pies trafił do nas jako osobnik mający 2 lata i 3 miesiące, w tym roku w marcu skończy ich pięć. Pies jest adopcyjny i generalnie psy pochodzące z adopcji są już wykastrowane. U nas psiak przechodził z rąk do rąk i do zabiegu nie doszło. Oczywiście doradzano nam go już na starcie, bo rasa trudna, nasz gałgan to typowy samiec Alfa i skoro nie zamierzamy z niego czynić reproduktora to dla świętego spokoju lepiej jest wykastrować. Przemawiają za tym również względy zdrowotne i lepsze samopoczucie psa, któremu hormony nie buzują w organizmie. W momencie, gdy Lucky wybrał sobie Lenkę jako najsłabszą w stadzie i zaczął znaczyć teren w jej pokoju – od razu umówiłam go na zabieg. Niestety mój eM. i kilka bliskich osób zlitowało się nad psimi jajcami i pierwszą kastrację odwołałam, czego dziś oczywiście żałuję.

Pies jest cudny, ma świetny kontakt z dziećmi, łagodny jak baranek, prowadzi kocie życie, ale uciążliwe jest to posikiwanie u młodej oraz piszczenie w czasie, gdy okoliczne suczki mają cieczkę. Do piszczenia dochodzą ucieczki, a jak zniknie to sam nigdy nie wróci, co naraża nas na godziny jazdy, poszukiwań, ogłoszeń, telefonów i niesamowitego stresu z płaczem Maćka włącznie. Temat kastracji w każdym takim momencie wracał i ostatecznie pies przeszedł w grudniu samego siebie, co mnie w 100% przekonało do zabiegu. Nasikał na własne legowisko patrząc mi bezczelnie w oczy, a był tuż po długim spacerze i był zdrowy. Wrrr.. Tego samego dnia umówiłam go do weta, przeszedł wszystkie niezbędne badania, został zakwalifikowany do zabiegu i 18 stycznia jajca idą pod nóż.

Zanim wybrałam klinikę zrobiłam oczywiście wywiad. Kto, gdzie, za ile i jakimi metodami kastrował/sterylizował swoje kudłate szczęście. Postanowiłam, że podzielę się z Wami tą wiedzą i uczulę Was na kilka ważnych aspektów. Przede wszystkim są weterynarze, którzy bez wstępnych badań wyznaczają termin jak by nie patrzeć operacji. Sama usłyszałam: „Proszę dzień wcześniej już psa nie karmić i przywieźć do nas w piątek na 10:00, odbiór zwierząt po 16:00”. Wrrr.. Nie zawiozłam i takich wetów bym unikała, bo może się to skończyć tragicznie. Pies dostanie zbyt silne środki usypiające i może zabiegu nie przeżyć. I tu mowa nie tylko o psach starszych, które wymagają szczególnej opieki i diagnozy, słyszałam również o młodych, zdrowych okazach, które odeszły po kastracji 🙁

Druga rzecz to znieczulenie. Na rynku jest mnóstwo możliwości i oczywiście lepsze są te droższe. Tańsze odpowiedniki, często wycofane już w innych krajach UE, nie dają wg najnowszych badań gwarancji, że pies nie czuje zabiegu. Niektóre powodują zdrętwienie mięśni, pies nie może się więc poruszać, jest obezwładniony, ale może czuć – mam gęsią skórkę na samą myśl. Jeśli więc kochasz swojego pupila, zależy Ci na nim to sprawdź jakim środkiem znieczulająco-usypiającym będzie traktowany w wybranym gabinecie weterynaryjnym. Jeśli środek jest dobry, pies też dużo szybciej się wybudzi i cały proces nie powinien trwać dłużej niż 1,5-2h. Zatem, jeśli któryś weterynarz każe Ci go odstawić na 10:00 a odebrać po 16:00 to ja bym uważała i takiej opcji nie polecam.

We Wrocławiu ceny kastracji są bardzo rozbieżne, z mojego rozeznania zapłacimy za nią od 170 do 800zł. Przychodnia weterynaryjna „NicpońVet”, którą ja ostatecznie z polecenia koleżanki wybrałam wycenia ten zabieg na 350zł i jest to najczęściej pojawiająca się kwota.

Podoba mi się podejście dr Ewy, która przed zabiegiem chciała psa zobaczyć, zbadać, a także jako jedyna poinformowała nas o alternatywnej metodzie kastracji, jaką jest kastracja farmakologiczna, czyli czip, który działa 6-7 miesięcy i jest całkowicie bezpieczny. Po wspomnianych 6-7 miesiącach psu wraca sprawność seksualna, może być bez problemów wykorzystywany w hodowli, pozostaje płodny, a jego gospodarka hormonalna nie zostaje zaburzona. Po ok. 2 miesiącach od wszczepienia czipa, podobnie jak przy kastracji psu spada poziom testosteronu, teoretycznie się wycisza, a na pewno staje się impotentem. Mamy więc efekt jak po kastracji, ale z możliwością powrotu do stanu przed zabiegiem. Myślę, że to doskonałe rozwiązanie dla psów rasowych, które w przyszłości mają być jeszcze reproduktorami. Impreza w naszej przychodni kosztuje 250zł. Ostatecznie z niej zrezygnowałam, ale może Wam się taka opcja przyda.

Dzień przed zabiegiem pies ma otrzymać połowę porcji karmy i następnego dnia o 15:00 stawiamy się w przychodni. Dobrano mu znieczulenie zewnątrzoponowe wraz z tzw. głupim jasiem. Pies zaśnie przy nas, będzie się czuł zatem komfortowo i bezpiecznie. Zobaczy też nas tuż po wybudzeniu. O reszcie dam Wam znać już „po”. Zima sprzyja szybszemu gojeniu się ran i jest zdecydowanie przychylniejsza od upalnego lata, więc mam nadzieję, że wszystko pójdzie sprawnie i bez komplikacji, a eM. jak mu tak bardzo na psich jajkach zależy i chce być taki mega solidarny będzie miał szansę na urodziny kupić pupilowi sztuczne jądra, bo i takie już wymyślono 🙂

jądra

Implanty są produkowane w 4 rodzajach, wszystkie są wysokiej jakości, wybór według preferencji.

NeuticleOriginals– polipropylenowe, najwyższa twardość, cena od 94$/za parę

NeuticleNaturals – silikonowe, twardość średnia, cena od 219$/za parę

Ultra Plus – najnowszej generacji silikon, cena od 329$/za parę

Ultra Plus  – najnowszej generacji silikon, z najądrzem, cena od 379$/za parę

źródło: neuticles.com

A jak tam Wasze zwierzaki? Kastrujecie/ sterylizujecie? Jak przeszły przez zabieg? Ile trwał powrót do formy i po jakim czasie widoczne były efekty? Piszcie koniecznie!

lucky2

lucky3



There are no comments

Add yours

Dodaj komentarz