Dzięki uprzejmości Patryka z tatowe.pl mieliśmy okazję doświadczyć nowego, nieznanego, fascynującego i trochę przerażającego urlopu na kempingu z dwójką dzieci. Patryk z żoną spodziewają się właśnie drugiego dziecka i odstąpili nam swoją przyczepę. Informacja o tym, że owe cudo można wynająć pojawiła się oczywiście na fejsie, a ja jako znana z tego, że lubię doświadczać nowych rzeczy szybko pogoniłam eM., aby do kolegi dzwonił i rezerwował. Po chwili padło hasło: jedziemy do Boszkowa!
Najpierw euforia, później spadek entuzjazmu, bo prognozy straszyły najwyższymi temperaturami w sierpniu, a w przyczepie klimy brak. Następnie telefon do przyjaciółki 😉 A konkretnie do Moniki, która ma dzieci w podobnym wieku do nas i wraz z mężem jest szczęśliwą posiadaczką przyczepy, więc zna temat od podszewki. Uspokoiła mnie, da się przeżyć, dzieci będą zachwycone, super będzie! Uff..
Startowałam klasycznie od listy rzeczy do spakowania, aby niczego nie zapomnieć. Jak to kobieta chciałam zabrać od razu co najmniej pół domu. Pakowałam nas przez kilka dni, a ostatniej nocy to nawet do 2:00. Ostatecznie okazało się, że połowy bagaży na miejscu nawet nie wypakowaliśmy, bo nie było potrzeby. Po pierwsze pogoda dopisała, więc wszelkie awaryjne bluzy, skarpetki, kurtki i gumowce grzecznie przeczekały urlop w walizkach. Po drugie przyczepa była częściowo wyposażona, więc mieliśmy łatwiej. Po trzecie zabrałam thermomix, a on znacznie ułatwia życie. A jak zabrakło chochli do zupy to pożyczaliśmy od sąsiadów 🙂
Rewii mody też tam nie ma, a ubrania w upalne dni momentalnie schną. No i najważniejsze: jak sensownie pranie powiesisz to nie musisz prasować. Nikt w spodniach w kancik i szpilkach nie chodzi, a większość czasu i tak spędza się na plaży w stroju kąpielowym. Dbasz o kremy z filtrem i prysznic. O zimne piwo i pyszne drożdżówki ze śliwką dba ośrodkowy sklep w którym już rano ustawiałam się w kolejce po latte za 6zł! Warto też pomyśleć o specyfikach odstraszających komary oraz patencie na osy – 3 metry od stołu odstawić w butelce trochę coli, wszystkie lgną do słodkości i toną.
Jezioro Dominickie cudne. Woda ciepła i czysta. Dzieciaki zachwycone. Lena dzielnie uczyła się pływać i zrobiła niesamowite postępy. Maciek wolał siedzieć na brzegu, budować zamki z piasku i przelewać wodę. Rodzice bawiących się na brzegu dzieci współpracowali tak, że każdy miał szansę popływać i odpocząć. Tak nam się spodobało, że eM. będąc jeszcze na miejscu rozpoczął poszukiwania przyczepy idealnej. Marzy nam się taka z prysznicem, toaletą, dwiema sypialniami, przedsionkiem i klimą. Mamy już nawet dwie ekipy sąsiadów, którzy po naszej relacji na kempingowe wakacje są chętni i obiecują przyczepę wynajmować 🙂 Zapraszam zatem do galerii zdjęć 😉
Pyszne boszkowskie lody włoskie 😉
Pierwszy zachód słońca i atrakcje wodne..
Córusia Tatusia i Zabiegany Maciek..
Schowek na kosmetyki. Wyjazdowo uwielbiam kremy w saszetkach. Kolorówka okazała się natomiast zupełnie zbędna 😉
Zabawki momentalnie jednoczą dzieci. Dzieciowa banda szalała biegając od przyczepy do przyczepy.
Dzieciowe przyczepowe pogaduchy 🙂
Przeżyliśmy też burzę. Matka panikowała, dzieci miały super zabawę. Grzmoty można przecież przeczekać pod kołdrą!
Ciężko było ułożyć się do snu, gdy wokół tyle atrakcji 😉
A później rano ciężko było wstać 😉
Tutejsze bociany.. Do kogo przegonić? 😉
Nad morzem był szał na warkoczyki, w Boszkowie na peruki. Gwiazda nasza!
Na koniec jeszcze kilka zdjęć jeziora:
There are no comments
Add yours