Codziennie rano pokonuję drogę dom-przedszkole-dom. Niby to blisko, maksymalnie 10 minut jazdy, ale w ciągu dnia z samych kursów przedszkolnych zbiera mi się łącznie 40 minut.
40 minut przez 20 dni w miesiącu daje mi już 800 minut, czyli ponad 13 godzin! A czasami dni roboczych jest nawet 23.
Do tego dochodzą jeszcze różne inne przejażdżki, a zegar cyka i zlicza minuty. To są tak samo cenne minuty Twojego życia, jak te spędzone z bliskimi, na plaży, na treningu czy w wannie pełnej piany. Zastanów się więc, czy ich czasami nie marnujesz.
Zazwyczaj w czasie jazdy słuchałam radia. Od jakiegoś czasu postanowiłam wykorzystywać ten czas sensowniej i po miesiącu śmiało Wam mogę to polecić.
Jadąc z dziećmi nie włączam kompletnie nic. To nasz czas. Śpiewamy, mówimy wierszyki, bawimy się w kolory na zasadzie „kto pierwszy zobaczy czerwony przedmiot?” i za chwilę ekipa wrzeszczy: „Ja mamo! Ja widzę czerwony hydrant!” Z tym hydrantem to już dłuższa historia jest i nasze dzieciaki, gdzie by nie jechały to go wypatrują, z radością zgłaszają też, jak się uda zobaczyć.
Jak niebo sprzyja to bawimy się w zabawę chmurkową. Maluchy spoglądają na chmury i opowiadają mi, co widzą, a że chmury są mega ciekawe to można zobaczyć pieska, pociąg i jednorożca. Wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach.
Radio sprawiało, że w samochodzie była zwykle cisza. Albo dzieciaki się szarpały. Czasem śpiewały, kopiąc mi przy tym w fotel. Cisza sprzyja nawiązywaniu relacji, opowiadaniu co fajnego nauczyli się dziś w przedszkolu, co było na obiad, czy podwieczorek, jak było na basenie itd.
Rano po odstawieniu dzieci wracam sama. To mój czas. Po południu znów sama po nich jadę. Tak kręcąc kilometry zbieram 6-7 godzin miesięcznie. Przyznacie, że całkiem sporo. Przypomniałam sobie o noworocznych celach. Tak przy okazji Nowego Roku.. szkolnego;) Do grudnia jeszcze kwartał, warto więc go sensownie wykorzystać. Zaczęłam słuchać Beaty Pawlikowskiej, a konkretnie jej płyty „Blondynka na językach”, którą kilka lat temu kupiłam wraz z książką. Autorka wyraża się o niej w następujący sposób:
To nie jest zwykły podręcznik do nauki języka obcego. Jest to kurs rozmawiania w języku obcym. Uczy mówienia i rozumienia. Zero gramatyki, zero wykuwania słówek, zero odmian czasowników, które trzeba na pamięć wbić sobie do głowy.
„Blondynka na językach” to kurs nauki języków obcych, oparty o zupełnie nową metodę uczenia. Powstała ona w oparciu o moje doświadczenia w nauce języków obcych. Bo pewnego dnia zorientowałam się, że języka obcego można się uczyć na zasadzie logicznej układanki.
Języka obcego można się nauczyć instynktownie – najpierw zapamiętać dane wyrażenia i zdania poprzez systematyczne powtarzanie ich na głos, a potem zgodnie z zasadą logiki budować z nich własne przykłady. Pomoże Ci w tym specjalnie zaprojektowana książka oraz płyta CD.
Mnie nie pozostaje nic innego, jak się z tym całkowicie zgodzić. We wrześniu udało mi się przerobić 21 lekcji jeżdżąc po dzieci do przedszkola. Tak przy okazji. W fajny sposób połączyłam codzienny obowiązek z rozwojem osobistym. Podoba mi się to, dlatego Wam o tym piszę. Być może na tym skorzystacie, a może nadal będziecie w czasie jazdy słuchać muzyki i jeść batoniki 🙂 Wasz wybór.
Wspomniane kursy językowe można również pobrać na urządzenia mobilne. Więcej o tym przeczytacie tutaj. Można tam także pobrać wersję demo i zobaczyć, czy Was satysfakcjonuje. Według mnie skoro jest możliwość to warto skorzystać.
Książki i płyty w cenie 14-20zł znajdziecie w księgarniach. Moje są już 5-letnie, więc sporo musiały czekać na swój moment. Do wyboru macie angielski, niemiecki, rosyjski, francuski, portugalski i wiele innych. Z pewnością coś atrakcyjnego dla siebie wybierzecie, bo oferta jest bardzo bogata. Aktualnie promocję na te produkty ma Świat Książki więc warto do nich zajrzeć.
Dajcie znać, jak Wy umilacie sobie czas w korkach? Jeśli słuchacie audiobooków koniecznie napiszcie, które polecacie. Chętnie się z nimi zapoznam.
Szerokiej drogi życzę i owocnych kilometrów!
There are no comments
Add yours