1 listopada, Święto Zmarłych. W Meksyku to czas fiesty, tequili, cukierków i kolorowych „nieboszczyków”. W Polsce to dzień zadumy, lęku i smutku, poświęcony tym, których już z nami nie ma. Większość Polaków ten dzień spędza odwiedzając groby najbliższych. My tego nie robimy, a wszystko z uwagi na odległość, dzieci i liczbę wypadków drogowych. Mieszkamy sto kilometrów od cmentarza na którym chcielibyśmy być obecni. W pierwszym roku po przeprowadzce pokusiliśmy się nawet o taką wyprawę. Wracając obiecaliśmy sobie, że to był pierwszy i ostatni raz. Staliśmy trzy godziny w korku, skończyła nam się woda i oczywiście nie było gdzie jej po drodze kupić. Dokąd młoda była na piersi to owe piersi ratowały sytuację. Dziecko przynajmniej nie było spragnione ani głodne. Mimo to jak się słusznie domyślacie nie jest łatwo wytrzymać tyle godzin w samochodzie, który więcej stoi niż jedzie. Od tamtego czasu zawsze wożę zgrzewkę wody w bagażniku i choć często komplikuje mi to zapakowanie innych zakupów to nie odpuszczam, bo nigdy nie wiadomo, co się na drodze wydarzy i ile będziemy zmuszeni stać.
No i tu dochodzimy do kolejnego aspektu – sytuacji na drodze, a konkretniej do wzmożonego ruchu i liczby wypadków tego dnia. Ilość pijanych kierowców jest zatrważająca, statystyki biją na alarm i co roku niepotrzebnie kolejne, bardzo liczne grono ludzi (w tym dzieci!) dołącza do tych, których jechali odwiedzić na cmentarzu. Tych dzieci szkoda mi zawsze najbardziej, pijaków nie żałuję, choć często oni właśnie są tymi, którzy spowodowany procentami wypadek przeżywają. Niestety.
Jak w takim razie spędzamy Święto Zmarłych?
Udajemy się na najbliższy, lokalny cmentarz. Pod cmentarną bramą dzieci wybierają znicze. Lena zawsze sięga po te najbardziej błyszczące albo w kształcie serca. Maciek wybiera największe, jakie jest w stanie unieść. My z eM. przewidując to, co się za chwilę wydarzy kupujemy jeszcze kilka mniejszych światełek, zapalimy je pod krzyżem. Wchodzimy i wybieramy groby o które nikt nie dba, na których nie ma pięknych chryzantem i zniczy. I właśnie na nich je zapalamy. Często towarzyszą temu dziwne spojrzenia przechodniów. Pewnie nie najlepiej sobie o nas myślą, jeśli uważają, że tak zaniedbaliśmy groby bliskich. Nikomu się jednak nie zamierzamy tłumaczyć i to raczej im powinno być wstyd, że zostawili pobliski, zaniedbany grób bez zniczy podczas gdy często na ich grobach już miejsca na kwiaty i światełka nie ma.
Nie wiem, czy to tylko tendencja w małych miejscowościach, czy w tych większych też jest to praktykowane, ale ludzie w tych zniczach często nie mają umiaru. Dobrze by było, gdyby liczba światełek była równa liczbie odwiedzających i pamiętających o zmarłym, pogrążonych w modlitwie. Często jednak jest to licytacja, kto ma więcej, ładniej, bardziej „na bogato”.
I tu na myśl przychodzą mi sytuacje, których teraz, odwiedzając obcy cmentarz już tak mocno nie doświadczamy, a które zawsze mnie irytowały. Niektórych gorszy fakt, że stroimy przydomowy ganek powycinanymi dyniami, czy szykujemy słodycze dla dzieci, które poprzebierane biegają po wsi i pukając do drzwi sąsiadów krzyczą „cukierek albo psikus!” Wszak to taki pogański, amerykański, niszczący naszą kulturę zwyczaj, a Ci którzy biorą w nim udział najwyraźniej nie mają szacunku do Święta Zmarłych i będą się w piekle smażyć 😉
A tymczasem na polskim cmentarzu..
- Telefon. Oczywiście odebrany, by rozmówca dowiedział się, że na cmentarzu jesteśmy, że niby tacy wielce rodzinni jesteśmy, praktykujący i do świąt i zmarłych z szacunkiem podchodzimy. Tak bardzo, że aparatu nie potrafimy wyciszyć. Wstyd.
- Komentarze. „Jak ona się ubrała? Krótszej spódnicy nie ma? I te buty! Takie obcasy to na zabawę a nie na cmentarz!” A wszystko w duchu wiary i z należytą troską oczywiście 😉 I gdzie tu czas się modlić, jak wzrok za tą mini podąża?
- Ustawka. Dosłownie na każdym grobowcu te znicze rano tak pięknie poukładane, do pary, pod kolor, jednakowe, ktoś tu miał plan. Po południu okazuje się, że inni wszystko zaburzyli, dostawili jakieś takie do naszych niepodobne, gryzą się, więc „weź Stasiek te nasze do przodu” a te inne najlepiej na dół albo z boku upchnij, żeby koncepcji nie zaburzały 😀 „I tą chryzantemę bardziej na lewo. Albo nie! Na prawo bardziej ją przesuń.” No i tak stoją, ustawiają, przestawiają, a jeszcze tyle grobów do obskoczenia, że czasu na modlitwę i chwilę zadumy brak.
- Parking. Już tu często zaczyna się szopka, bo przecież „co mi tu ten palant z polo będzie się w..alał?” Po coś przecież ten kredyt samochodowy spłacam, niech choć raz w roku wszyscy zauważą czym pod cmentarz zajechałem! A później ciąg dalszy i licytacja nad grobem z kogo lepszy kierowca i komu się bliżej rodzinnego grobowca miejsce udało znaleźć. Samochód oczywiście niby tak tylko z grubsza ochlapany, a dobrze wiemy, że pucowany ze dwa popołudnia wstecz 🙂
- Wspomnienia. Teoretycznie w taki dzień, stojąc nad grobem, powinno się wspominać tych, którzy odeszli. No, ale i tu teoria mówi swoje, a życie swoje. To jak tam z Waszą pamięcią? O ile cieplej/zimniej/bardziej biało/bardziej mokro było rok temu? 🙂 Zakładam, że nawet jak mniej padało to wiatr nie był taki porywisty. Albo o parasolu pamiętaliście. Na bank rok temu pogoda bardziej sprzyjała spacerom po cmentarzu i modlitwie nad grobem, prawda?
- Promocje. Cena kwiatów i zniczy to tak ważna rzecz, że należy się pochwalić, kto gdzie kupił, za ile kupił, kto o zmarłych często myśli, zaplanował i kupił z wyprzedzeniem, kto taniej a kto baran, co to o bliskich nie pamięta i na ostatni dzwonek pod cmentarzem przepłaca. I jeszcze go na to stać, wrrr… Oj to pilnowanie czyjegoś portfela nad grobem to wybitnie współgra z czwartym grzechem głównym 😉
- Znicze. Zapalaj! Tylko palców sobie nie poparz! No i jak Ty to robisz? Nie pod wiatr! Daj, ja zapalę! Mówiłam, by kupić te dłuższe zapałki! Cholera (albo bardziej uroczyście!), poparzyłem się! A mówiłam wyjmij wkład! Oszczędzałeś na zapałkach to masz! Jak się żony nie słucha to się właśnie tak kończy 🙂
Dajcie znać, który z punktów można odfajkować na Waszych cmentarzach. I jeśli musicie to jedźcie ostrożnie, bez pośpiechu. Szczęśliwych powrotów do domu Wam życzę!
Podsumowując.. 😉
Ja niestety też muszę przejechać ponad 100 km do grobów najbliższych. W tym roku wyjątkowo się nie wybierzemy bo mój mąż ma nockę w pracy a cięzko było by zdążyć wrócić jak pewnie korki będę już na autostradzie.
Polecam jeździć tydzień przed lub tydzień po 😉 I nasz pomysł z odwiedzaniem zaniedbanych grobów też polecam!
szczęśliwie mam do odwiedzenia 3cmentarze w promieniu 20 km, jadę zawsze do południa ( jest gdzie spokojnie zaparkować i nie widzę tych wszystkich komentujących, denerwujących się ludzi o których piszesz j.w. :), jeden (tam gdzie pradziadkowie) odwiedziłam wczoraj a dziadków odwiedzam dziś, już za chwilę
Wszystko z tego jest prawdą…nie ma co tu ukrywać, ale tak szczerze to uważam, że lepsze to niż nic. Myślę, że gdyby prawie nikt nie obchodził tego dnia, nie chodził na cmentarze to by było jeszcze bardziej przykro i smutno niż tak jak teraz. Trzeba docenić to co jest. Rewia mody-fakt, ale to święto więc każdy ubiera się tak jak uważa za stosowne co do święta. Gadanie, obgadywanie przy grobach, rozmowy na obojętnie jakie tematy czy gdzie co się kupiło i za ile uważam za coś normalnego. Chyba lepiej jest rozmawiać nawet o takich durnych rzeczach niż w ogóle nie rozmawiać z rodziną i najbliższymi. Nie ukrywajmy, mając już własne rodziny to z innymi człowiek się widzi tylko do święta do święta. Podsumowując 🙂 zgadzam się z Tobą ze wszystkim 🙂 ale cieszmy się że nie jest gorzej, że jeszcze się „dość” szanuje Święto Zmarłych. Ps. Babcia mi dziś mówiła, że w sobotę kupiła na grób dziadka taki ładny świecący krzyż aby dekorował. Babci się podobał i raczej nie był tani, kolejnego dnia w niedzielę już go nie było, już go ukradli… kradną na potęgę-za grosz przyzwoitości…zostawię to bez komentarza dalej. Pozdrawiam
Fakt, kradzieży na cmentarzach to już w ogóle nie wiem jak cenzuralnie skomentować 🙁