W czasie mojego dzieciństwa może i nie było takich wypasionych zabawek o których pisałam Wam wczoraj, dzieci zamiast shake’ów piły oranżadę z nieekologicznych woreczków, całe podwórko wieszało się na jednym trzepaku, a za plac zabaw często robiły na wpół zakopane zużyte opony samochodowe. Dzieci z tamtego okresu nie miały też smartfonów, stałego dostępu do telewizyjnych bajek, o internecie jeszcze wtedy nikt nie słyszał a na rowerze, czy deskorolce jeździło się bez kasków. Chleb smażony w jajku był nielicznym znanym fast foodem a z tym polanym śmietaną i posypanym zwykłym, białym cukrem do dziś przegrywa najlepsza czekolada. Zabawy jak już się słusznie domyślasz również były inne, ale zawsze na powietrzu, z całą gromadą wesołych rówieśników i wiatrem we włosach. Zamiast szerokiej gamy kremów z filtrem były niebieski krem nivea i oliwka bambino. Nie wchłaniały się najlepiej, ale ich zapach pamiętam do dziś.
W co się bawiłam latem?
Z uwagi na to, że od połowy lipca nasze przedszkole będzie zamknięte, a przedszkolaki na całe siedem tygodni zostają ze mną w domu, postanowiłam zabrać ich na wycieczkę do lat osiemdziesiątych. Będziemy robić pikniki na trawie, gotować kompot truskawkowy, szukać czterolistnej koniczyny, skakać w gumę, pleść wianki, malować kredą na chodniku klasy, grać w podchody, kręcić hula-hop i.. robić sekretne przezrocza! Te ostatnie zwane też były sekretnikami lub widoczkami.
Przezrocza to była jedna z ulubionych letnich zabaw. Pamiętam, jak z koleżankami (Ola, Ewelina, Iwona, Ania, Basia, Krysia, Monika pozdrawiam Was ciepło!) zrywałyśmy potajemnie kwiaty z miejskich klombów, szukałyśmy potłuczonych butelek, których akurat na naszych alejkach nigdy nie brakowało i chwile później zakopywałyśmy swoje sekrety. Kwiatki sąsiadkom z ogrodu też zdarzało nam się podkradać i pisać imię przyszłego męża na papierkach po gumach Donald, ale palca przy tym żadna nie straciła, choć szkło bywało ostre. Zabawę tę przypomniała mi Ewa z bloga mojedziecikreatywnie i przyznam, że aż się wzruszyłam wracając do tych wspomnień z dzieciństwa.
Do zabawy w widoczki przygotuj:
sztywną folię/opakowanie od płyty DVD lub jak w oryginale denko od słoika, ewentualnie inne większe fragmenty tłuczonego szkła
kwiatki, karteczki, cekiny, brokat, muszelki, kamyczki itp.
łopatkę do piasku
i córkę 🙂
Piszę córkę, bo zakładam, że to bardziej dziewczyńska zabawa. Chłopcy za moich czasów (rety, jak to brzmi!) grali w kapsle, nogę i grzyba. Maciej co prawda dał się namówić na jeden widoczek, ale szybko mu się to znudziło. Lenkę zabawa pochłonęła bez reszty.
Jak się bawić w widoczki?
- Wykopać niewielką dziurę w ziemi.
- Ułożyć swój widoczek.
- Położyć na nim folię/plastik/szkło.
- Pomyśleć życzenie.
- Zakopać.
- Odkopać.
- Podziwiać.
- Zakopać.
- Znów odkopać.
- Znów podziwiać itd. 🙂
Gwarantuję, że się nie nudzi, ale na imię męża gwarancji już nie daję, bo nie pamiętam bym sama kiedykolwiek Mariusza tam zapisywała.
Ciekawa jestem, czy i Wy robiłyście przezrocza? Jak je nazywałyście? Kto je z Wami robił? Utrzymujecie jeszcze kontakt z tymi koleżankami? Oznaczcie je w komentarzu, niech zrobi im się ciepło na serduchu.
Za fantastyczne zabawki do piasku dziękujemy PaTaToy. Nikt tak jak oni nie wie, że zabawa to ważna sprawa!
Dobrze pamietam widoczki to była niezła zabawa czasem do pierwszej krwi 😉
Doskonale pamiętam tą zabawę z dzieciństwa! Nazywaliśmy ją właśnie „widoczki” albo „sekrety”. Denka od stłuczonych butelek były wówczas najlepsze do tworzenia tych pięknych widoczków 😉 ale muszę przyznać, że wiele przyjaźni się przez te widoczki rozpadło – chociaż kilka wciąż mi pozostało…
Ja osobiście nie znam tej zabawy. Pierwszy raz o tym słyszę. Jednak ciekawy pomysł. W ogrodzie mamy dużo kwiatów. Myślę że z córką pobawimy się w coś takiego.
Widoczki to było to w co uwielbiałam się bawić. Prócz tych „dziewczyńskich” elementów dużo czasu spędzałam wisząc na trzepaku, grając w „palanta”, biegając po pobliskiej polanie i bawiąc się w podchody, a na chodniki skacząc w klasy. To były czasy ❤️
Zabiegana Mamo! Nie ma nic wspanialszego, jak zabawa terenowa z dziećmi! O, jak mnie leczy taki widok na zdjęciach, taki wpis…. Jak mnie to leczy, gdy widzę, że są jeszcze mamy , które chętnie gospodarują czas swoim pociechom, zamiast wkładać w rączki tablety, telefony, laptopy i wypalać im umysł. 🙂 Super się czyta tego bloga.
W odpowiedzi na Twoje pytanie; nie robiłam niestety… miałam inne zabawy za czasów swojej świetlanej przeszłości, ale też (na szczęście) miałam rodziców, którzy wymyślali mi różnego rodzaju zabawy na powietrzu.
W tym wszystkim najbardziej podoba mi się kontakt dzieci z Matką Naturą. To ogromnie ważne w dobie zmechanizowanej, hermetycznej, betonowej cywilizacji.