Dziś Dzień Dziecka. Szalenie istotny w dzieciństwie, później umykający i powracający jak bumerang wraz z pojawieniem się na świecie pierwszego maleństwa. Malucha idealnego bez reszty. Tego, który wybrał sobie właśnie Ciebie na mamę, tatę, przewrócił Twój świat do góry nogami i pozwolił odczuwać pełnię szczęścia. Mam trójkę dzieci, które każdego dnia uczą mnie być najlepszą mamą pod słońcem. Zastanawiałam się, cóż tak wyjątkowego mogę im dać i w szybkim rachunku wyszło mi, że miłość i czas są w tej kwestii bezdyskusyjne. Choć kocham najmocniej to nie ma co ukrywać, że żyjąc w biegu z jakością tego czasu jest różnie. Czasem jestem, ale pracuję obok. Innym razem jestem, ale gotuję obiad. Jeszcze kolejnym buduję wieżę z klocków jednocześnie rozmawiając przez telefon lub przeglądając gazetę, w przerwie wieszając pranie i sortując do pary skarpetki. To właśnie te skarpetki zainspirowały mnie do napisania tego wpisu, który powstaje w wyjątkowych okolicznościach przyrody – na placu zabaw przy hotelu Vesta w Jeleśni, gdzie wraz z przyjaciółką zapisujemy najpiękniej jak to możliwe karty pamięci w głowach naszych dzieci.
Najpiękniejszym, co możesz dać swojemu dziecku jest czas
Słyszymy to wielokrotnie i nie sposób się z tym nie zgodzić. Czasu nie da się cofnąć i nim się obejrzysz Twoje dziecko nie będzie potrzebowało już tyle Twojej uwagi, co dzisiaj. Przestaniesz być dla niego mentorem, wyznacznikiem sukcesu i drogowskazem. Wyskoczy spod parasola by iść swoją drogą. Mając taką świadomość staram się tak trochę po amerykańsku budować w nich olbrzyma. Wiem, że każdemu z trójki maluchów będę towarzyszyć dokładnie tyle na ile mi pozwoli. Wiem, że będę płakać jak bóbr na ich weselach i cieszyć się z narodzin ich dzieci. Zaakceptuję każdą ich decyzję i uszanuję wybór, choć z moim charakterem sporo pracy będzie to pewnie ode mnie wymagać.
Chcąc być najlepszą mamą pod słońcem staram się jednak dbać o jakość wspólnie spędzanego czasu bez względu na to, czy jest to zwykły spacer, wyprawa w góry (dzisiejsza na naszym Insta Stories) czy wspólne pieczenie babeczek. Angażuję ich w domowe porządki, abyśmy mogli różnie, ciekawie, ale i budująco spędzać najzwyklejszy czas. Nie chcę być rodzicem na którego dzieci muszą wiecznie czekać, który ich zbywa i wyręcza. Pragnę aktywnie uczestniczyć w ich życiu i być obecna podczas pierwszych kroków, zawodów, nauki czytania czy jazdy na rowerze.
Według mnie można być świetną mamą pracując zawodowo i prowadząc dom. Kobiety doskonale łączą te role. Można być też kompletnie niedoskonałą, choć pozornie poświęcającą dziecku całą dobę. W tym czasie nie chodzi bowiem o to o ile przesunie się wskazówka zegara, a o jakość i głębokość relacji, które nas łączą z dzieckiem. O to, by wiedzieć, który kolor aktualnie dziecko uważa na najpiękniejszy, jakiej bajki uwielbia słuchać usypiając i że, gdy zapłacze w nocy to Ty pobiegniesz ile sił w nogach, by ugasić pożar nawet, jeśli dopiero co przytuliłaś głowę do poduszki.
Czas na karmienie, czas na sen
Ceniąc sobie czas z dziećmi pozwalam im też na rzeczy, które przez wielu są krytykowane. Mam to jednak w głębokim poważaniu, bo nikt nie kocha moich dzieci bardziej i piękniej niż robię to ja. To dlatego pozwalałam każdemu z nich ssać pierś tak długo, jak miało taką potrzebę. To dlatego do dziś żadnego nie wyganiamy z łóżka, choć bywa, że śpimy później skuleni „w nogach” i łamie nas później jeszcze trzy dni w kościach. Z tego samego względu Lena według wielu za długo zasypiała ze smoczkiem, a Maciek nosił pampersa. Dlatego też Hanka dostaje czasem domowe ciasto czekoladowe.
W wychowaniu po mojemu liczy się miłość, komfort i spokój. Takie podejście bez spiny wypracowane z każdym dzieckiem na zupełnie innych zasadach i w innym czasie. Każde z naszej trójki jest inne, wyjątkowe i jestem przekonana, że i Twoje takie jest!
Dorastanie, rozwój i zbieranie plonów
Lubię czasem spojrzeć z oddali na moje dzieci. Tak trochę z ukrycia obserwować ich zabawy, rozmowy z rówieśnikami, przełamywanie barier. Widać wtedy, jak ten czas procentuje, jak się rozwijają, wspinają wyżej i sprawniej, odważniej zawierają nowe znajomości, inspirują i uczą. Bywa, że w ich zdaniach odnajduję siebie i zawsze mnie to niesamowicie wzrusza.
Pozwalam im też na zmianę pasji i wcale nie uważam tego za niestosowne. Sama w dzieciństwie robiłam mnóstwo rzeczy krótko. Trochę uprawiałam akrobatykę sportową, trochę grałam na gitarze, odbyłam zaledwie kilkanaście lekcji tańca i jeszcze mniej harcerskich zbiórek. Zawsze, gdy zapał się we mnie wypalał, mama pozwalała mi na zaprzestanie danych działań, tak by stworzyć czas na rzeczy nowe. I to w dzieciństwie według mnie jest piękne, choć przez wielu rodziców mających tzw. ciśnienie, jest to zabijane i prowadzące w konsekwencji do wyboru złego kierunku studiów, braku wiary we własne możliwości, strachu przed nowym, nieznanym…
Najpiękniejszą nagrodą za trud macierzyństwa jest według mnie obserwowanie jak rozwija się ten mały człowiek, fakt, że możemy mu w tym rozwoju towarzyszyć, a w najlepszym przypadku nie przeszkadzać.
Każda pogoda jest dobra na podjęcie rodzinnej aktywności
W życiu moich dzieci sport i świeże powietrze od zawsze były szalenie istotne. Bez względu na pogodę, nie ma dnia bez zabawy na dworze. Wystarczy im kawałek boiska, chodnika, trawnika i życie od razu staje się piękniejsze. Czasem malujemy kredą, gramy w podchody lub skaczemy w gumę. Innego dnia wyruszamy na wycieczkę rowerową albo bierzemy piłkę i gramy w nogę, która jest pasją Maćka. Zimą lepimy bałwana, latem pływamy i puszczamy latawce. Ćwiczyć można w domu na macie, tworząc w salonie tor przeszkód, czy wybierając się na pobliską krytą pływalnię. Nie ma złej pogody, są tylko leniwi rodzice, bo dzieci do zabawy nikt specjalnie nie musi przecież namawiać.
Warto wspomnieć, że wspólna aktywność doskonale wspiera relacje. Z moich obserwacji wynika, że taki rodzaj bycia razem nie tylko wzmacnia więzi rodzinne, ale i pozytywnie wpływa na samopoczucie dzieci. Mogłabym Wam tu pisać o budowaniu odporności, prawidłowej sylwetce, kondycji, czy redukcji nadwagi. Mnie osobiście najmocniej do wspólnego uprawiania sportu motywuje błysk w małych oczach, radość gdy udaje im się być lepszym od innych na zawodach, strzelić gola tacie, czy prześcignąć na rowerze mamę. Te chwile są bezcenne i w piękny sposób malują beztroskie dzieciństwo.
Jak rozmawiać o przegranej i motywować do walki?
Dzieci kochają wygrywać. Trzeba je jednak uczyć, że nie zawsze tak będzie, aby były przygotowane również na przegraną. Nie da się być doskonałym i najlepszym we wszystkich dziedzinach i właśnie fakt, że ktoś szybciej biega a inny piękniej maluje czyni nas ludzi wyjątkowymi a świat piękniejszym.
Pamiętam, jak raz Lenka nie do końca zrozumiała zasady skoku w dal i nie przeszła do kolejnego etapu szkolnych zawodów. Była to cenna lekcja dla niej i niezwykła szansa dla nas, rodziców, na podjęcie tematu rywalizacji, wygranej, przegranej, bezwarunkowej miłości i wsparcia. Te tematy nie należą do najlżejszych, warto więc się do nich odpowiednio przygotować, bo nigdy nie wiemy, kiedy wiedza z takiego zakresu okaże się nam niezbędna. Bycie rodzicem to również ciągły rozwój i nauka, czytanie wielu książek, rozmawianie z innymi rodzicami, wymiana spostrzeżeń i nie rzadko stawanie na rzęsach.
Był w życiu naszego syna także taki okres, że wściekał się na piłkę i odmawiał treningów. Przeczekaliśmy to, zachęcając subtelnie do podejmowania aktywności, ale bez większej spiny i nacisków. Opowiadałam mu wówczas, jak wiele prób podjął ucząc się pływać i jakim dziś jest rewelacyjnym pływakiem. Wspominałam, jak uparcie uczył się jeździć na rowerku biegowym, przeglądaliśmy zdjęcia i filmy z tamtego okresu. Chcieliśmy bardzo, aby uwierzył w siebie i swoje możliwości. I wiecie, co zagwarantowało nam rodzicielski sukces? Wcale nie mamine pogadanki wyższych lotów, a zwykła koszulka reprezentacji i buty korki. To strój sprawił, że młody urósł we własnych oczach i z radością wskakiwał na boisko. Dziś dla odmiany nie możemy go z niego wygonić do domu, a Robert Lewandowski czuje na plecach oddech konkurencji 😉
Idealny strój sportowy dla dzieci
To zawsze ten, który nie krępuje ruchów, pozwala skórze oddychać i tak zwyczajnie się dziecku podoba. Z pewnością każdy z Was ma w swojej pamięci historię związaną z ubraniem, które niezbyt chętnie chciał nosić w dzieciństwie. Moją zmorą były wełniane sukienki, które na drutach robiła nam sąsiadka. O rety, jak ja ich szczerze nie znosiłam! Do dziś mam gęsią skórkę dotykając wełny.
Pakując się na wyjazd w góry, prasując i przeglądając szafy naszych starszaków odkryłam, że większość sportowych ubrań mamy polskiej marki 4f. Wyjątkowo lubimy ich wzory, to właśnie ta marka rządziła w sportowej wyprawce Leny i towarzyszy dzieciakom na basenie (klapki, stroje kąpielowe, kąpielówki). 4f to dla mnie doskonała jakość za rozsądną cenę, a dla mojego syna 4f to zwycięstwo, koszulki dodające skrzydeł, przełamujące lęki i gwarantujące sukces na boisku. Piszę Wam o tym z dwóch powodów. Po pierwsze nigdy wcześniej nie wpadłam na to, jak strój może podnieść samoocenę dziecka, a po drugie dlatego, że w promocji na Dzień Dziecka właśnie kupując dwie rzeczy z kolekcji Junior, otrzymujecie aż 30% rabat na całe zakupy. My już po zakupach, więc i Wy korzystajcie do woli. Wasi mistrzowie czekają za zwycięstwo!
Zmalujmy swoim dzieciom najpiękniejsze dzieciństwo o jakim są w stanie zamarzyć.
dobry wpis, w pełni wyczerpany temat, przyjemnie się czytało
Przyjemny i prawdziwy wpis 🙂
Nie mam z dzieciństwa znienawidzonych ubrań, bo mama zawsze pytała się mnie o zdanie, Ja robię to samo z moimi dziećmi i kryzysy u nas przy ubieraniu nie istnieją 😀 a tą markę f4 też lubimy
Fajne te Twoje dzieciaki 🙂