Aby otrzymać dyplom uczelni wyższej, trzeba zdać mnóstwo egzaminów i obronić pracę. Aby móc prowadzić samochód również należy odbyć kurs, zdać testy i egzamin praktyczny z jazdy. Mamą czy Tatą zostajemy bez żadnych testów, a szkoda.. Pomyślałam tak dziś przeglądając rozmowę kilkunastu mam na facebookowej grupie. W tej kwestii powinno się najpierw zdać jakiś mega poważny egzamin, by ogarnąć temat rozwoju dziecka i swoją nadgorliwością, niewiedzą czy wręcz głupotą go później nie krzywdzić. Temat, który mnie skłonił do tej refleksji dotyczył misia. Jedna z mam wrzuciła kartkę z odbitym na ksero misiem, kolorowanką. Zapytała czym ma go ozdobić na konkurs w przedszkolu? Ostatecznie konkurs wypada wygrać. Błyskawicznie posypały się pomysły:
- papierowe kuleczki,
- liście,
- stłuczona bombka,
- przyprawy,
- mulina,
- plastelina,
- cekiny,
- guziki,
- a może by tak rozpruć jakiegoś starego misia i tym futerkiem..
- i oczy z guzików!
- i tak dalej..
- i tak dalej..
W 3 minuty porad milion. Ostatecznie nikt tak matce nie doradzi jak druga matka. Standard. Nikt się w tym momencie nawet nie zastanawiał, ile lat ma dziecko i ile lat ma matka. Wyścigi w podaniu najatrakcyjniejszego pomysłu trwały na dobre. Gdzieś tam później matka wtrąciła: „Moje dziecko ma dopiero 3 lata i nie potrafi samo wymyślić z czego zrobić i to zrobić także pomoc rodzica jest niezbędna.” Jasne… tak to sobie kobieto tłumacz!
Zakładam jednak, że skoro jesteś mamą przedszkolaka to sama do przedszkola już nie chodzisz. Dlaczego zatem dajesz sobie prawo do decydowania jak ma wyglądać konkursowy miś Twojego dziecka? Czemu piszesz o tym na facebooku zamiast usiąść z dzieckiem i je po prostu zapytać, jaki ono ma pomysł na tego misia? Dlaczego tak bardzo zależy Ci na wygranej, na byciu oryginalną? Jaką lekcję z tej sytuacji wyniesie maluch? I co się stanie, jeśli konkursu nie wygra? Odniesiesz porażkę i uznasz, że przedszkolanki wydały niesprawiedliwy werdykt? Jak się poczują inne dzieci, które same, mniej precyzyjnie, ale z sercem ozdobią własne misie? Twój będzie dopracowany do perfekcji, będzie błyszczał, grał i tańczył, a ich przy nim będą wyglądać na niedopracowane, mniej staranne, gorsze. W końcu to misie 3-latków, więc jak najbardziej mają prawo takie nieidealne być. Czy odrabiając za dzieci zadania domowe czy przedszkolne prace plastyczne uczymy je kreatywności i wiary w siebie czy raczej wyręczamy, jednocześnie podcinając skrzydła? Co sobie pomyśli takie dziecko, za które mama udekoruje misia? Że niby samo nie potrafi, zrobi gorzej, nie tak pięknie? Jest małym zdolnym artystą, czy nieudacznikiem? Jeśli Ty jako mama nie wierzysz w jego możliwości to jak ono samo ma w nie uwierzyć? Gdzie tu budowanie pewności siebie tak ważnej w dalszym rozwoju malucha? Czy nie na tym właśnie powinna polegać Twoja rola, mamo?
Z takimi refleksjami Was dziś zostawiam, bo nie ukrywam, że emocjonalnie do wpisu i komentarzy podeszłam i zachowanie tej matki mnie wkurzyło. Oczywiście napisałam jej, co o sytuacji myślę, ale w ogóle nie przyjęła tego do wiadomości. Ona wie lepiej 😉 Mam nadzieję, że Wy moje drogie Czytelniczki należycie do grona rozsądnych Mam, które zaczynają od spojrzenia dziecku w oczy i otwartych pytań, a wspomniany egzamin, gdyby istniał zdałybyście z wyróżnieniem. Nie warto zabijać wyobraźni w dziecku mimo tych 2, 3 czy 5 lat. Same mimo znacznie większej liczby świeczek na torcie nie jesteśmy doskonałe. A o wyobraźni, która jest fundamentem dzieciństwa równie ważnym jak miłość, czy poczucie bezpieczeństwa przeczytałam taki tekst:
„Wyobraźnia – niby mała rzecz, a tak wiele znaczy
Wyobraźnia – niby małe pudełko, a tyle marzeń zawiera
Wyobraźnia – na smutek i na złość, gdy cię ktoś „zahaczy”
Wyobraźnia – gdy cię zły humor trapi i coś ci doskwiera.
Wyobraźnia – na dobre i na złe, gdy masz już dosyć ludzi
Wyobraźnia – ma oczy i widzi, co się wokół dzieje
Wyobraźnia – twój gniew i zawziętość ostudzi
Wyobraźnia -przywraca radość, a ze złych się śmieje
Wyobraźnia – ma swój gust, swój styl i duszę
Wyobraźnia -jest mieszkaniem moich rozmarzonych myśli
Wyobraźnia -jest sensem życia, bez którego się
nie ruszę
W wyobraźni -jest jeszcze wiele miejsca.
Jak nie wierzysz, to list z marzeniami
wyślij…”
Jakby nie było wbiłam się w temat, bo 25 listopada to Światowy Dzień Pluszowego Misia. U nas po powrocie z przedszkola dzieci wyprawiły misiowe przyjęcie. Wszystkie pluszowe misie wraz z przyjaciółmi zasiadły na narożniku, była muzyka, sto lat, życzenia, przytulanki, słodkości. Była też misiowa piramida po której można się wspiąć na tyle na ile narożnik pozwoli. Taka była impreza 😉
A jak Wy świętujecie ten dzień? Czy Wasze pociechy mają swoje ulubione misie? Pochwalcie się nimi koniecznie!
Niektóre z naszych są już z dziećmi bardzo długo, przeżyły targanie za ucho, przebieranki, przeprowadzki i inne takie historie. Podczas imprezy żaden miś nie ucierpiał 😉
Przeglądając stare zdjęcia uświadomiłam sobie, jak ten czas szybko leci… Tu, jak widać duży miś już z nami był, a nie było jeszcze Maciusia. Był też rekomendowany przeze mnie osiołek-skoczek o którego pytałyście na facebooku. Lenka miała wówczas 19 miesięcy. I był Rudolf – miś marzyciel, który od zawsze chciał być reniferem Mikołaja. Dlatego, gdy przychodzi zima, zakłada swój gruby czerwony sweter i tarza się w śniegu, ćwicząc rolę Rudolfa w zaprzęgu Mikołaja. To miś z akcji charytatywnej „Kup Misia” w którą co roku angażują się znani i lubiani projektując swoje pluszaki. Zbieramy je od 2010r., przybywają w charakterystycznych kartonach z napisem „W tym pudełku podróżuje miś” 🙂 Ciekawe, który miś w tym roku podbije nasze serca i dołączy do kolekcji?
No proszę, a my święto misia przeoczyliśmy 😛