Za oknem zima, ekipa wróciła po feriach do żłobka, szkoły i przedszkola, a ja walczę z praniem i odgruzowaniem domu w sposób polecany przez Marie Kondo. Wreszcie mam czas, by przewietrzyć szafy i przekonać się o ile rozmiarów nasze dzieci urosły w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Fakt, że dzieci rosną pozostaje przecież niepodważalny, a jednak co sezon jestem tym trochę zaskoczona. Plus tej sytuacji jest taki, że my matki możemy poczuć się usprawiedliwione, gdy znów wyjdziemy z galerii z torbami wypchanymi zimową wyprawką dla malucha, czy starszaka, a trwające wyprzedaże tylko zachęcają do zakupów. W moim przypadku każdą sezonową wyprawkę trzeba robić potrójnie. Kiedyś starszaki nosiły ubrania jedno po drugim, wybierałam neutralne kolory, aby np. w kombinezon po Lence mógł za chwilę wskoczyć Maciek i świetnie nam się to sprawdzało. Pewnie do dziś bym to praktykowała, gdyby nie fakt, że Maciek choć dwa lata młodszy to przerósł starszą siostrę. Odstęp między moimi dziewczynkami jest też tak duży, że biorąc pod uwagę zmieniającą się modę i fakt, że nasze szafy nie są z gumy i nawet przy zastosowaniu worków próżniowych nie pomieszczą sterty ubrań z których wyrosła Lena, tylko po to by po sześciu latach mogła chodzić w nich Hanka. Wobec powyższego, najmłodsza dostaje w większości wszystko nowe. Jestem już jednak bogatsza o doświadczenia, dokonuję bardziej świadomych zakupów i wiem, że lepiej kupić raz a dobrze (a później to jeszcze w super cenie odsprzedać) niż pozornie zaoszczędzić i docelowo wydać chociażby w aptece, bo tak się zwykle kończy zły wybór obuwia, czy okrycia wierzchniego na zimę.
Zimny wychów w stylu skandynawskim
Nie wiem, czy wiecie, że określenie „zimny chów” pierwotnie dotyczyło cieląt, które tuż po urodzeniu umieszczano w półotwartych domkach na zewnątrz obory. W latach 70-tych i 80-tych mówiono o nim przy okazji poruszania takich obszarów jak dyscyplina, karmienie dzieci mlekiem modyfikowanym zgodnie z ustalonymi wcześniej porami karmienia, unikanie noszenia, aby „nie przyzwyczaić”, czy braku reakcji na płacz, wszak „jak się dziecko wypłacze to mu dobrze zrobi na płuca”.
Współcześnie, zimny chów ma na celu nieprzegrzewanie dziecka. Skandynawowie, znani z tego, że „nie ma złej pogody, są tylko źle ubrane dzieci”, rozszerzyli go jeszcze bardziej i wzbogacili o swobodę na placach zabaw, znajdywanie własnych granic, ufanie, że maluch poradzi sobie sam w wielu codziennych sytuacjach i wspieranie jego samodzielności, która docelowo uniezależnia malca od mamy i wzmacnia jego poczucie wartości.
Z elementów wychowania, które mnie osobiście bardzo przekonują, jest brak porównywania dzieci między sobą, wystawiania ocen w pierwszych latach nauki, czy wywierania presji, będącej startem do dorosłego wyścigu szczurów. Nikogo tam nie dziwi widok 3-latka z pieluchą, czy smoczkiem ani pijącego wody z lodem dziecka.
Zdaję sobie jednak sprawę, że nam jest trochę trudniej o taki zimny chów zadbać, choćby z uwagi na przegrzewane przedszkola, czy brak możliwości obniżenia temperatury w sypialni, jeśli mieszkamy w bloku i każdy sąsiad z boku nas ogrzewa. Nie zmienia to faktu, że czerpię z tego skandynawskiego stylu wychowywania dzieci garściami i bardzo mi on imponuje.
Dzieci nie lubią być ograniczane
Podobnie zresztą jak i my, dorośli. Z tego względu nie bronię mojej ekipie wchodzenia do kałuży, taplania się w błocie, czy biegania w deszczu. Nie dostaję palpitacji serca, gdy Hanka samodzielnie wspina się na zjeżdżalnię, czy wraca z podwórka tak brudna, że ciężko ją poznać. Najlepszą jesienną zabawą jest przecież przenoszenie wody z kałuży do piaskownicy i serwowanie mamusi błotnistych babek. Nasza dwulatka, oczywiście biega krok w krok za starszakami i jedyne o co dbam to kalosze i nieprzemakalny kombinezon, który nie krępuje jej ruchów. Reszta zdaje się nie mieć znaczenia.
Fakt, że nie zawsze byłam tak wyluzowaną mamą. Pamiętam czasy, gdy zanim puściłam dziecko by raczkowało po podłodze, sprawdzałam, że jest czysta, podgrzewana i czy kontakty są odpowiednio zabezpieczone. To chyba syndrom polskich pierworódek. Przy drugim dziecku jest już w nas więcej luzu, spokojniej oddychamy i potrafimy szybciej odciąć pępowinę.
Friluftsliv, czyli aktywność na świeżym powietrzu
To znak rozpoznawczy Norwegii. Bardzo się z nim identyfikuję. Dla nas zwyczajnie nie ma złej pogody. No, chyba, że za oknem szaleje burza z piorunami. W pozostałe dni, wychodzimy zawsze, nawet wtedy, gdy dokucza nam kaszel, czy katar. Dużą zasługę we wspieraniu naszej codziennej aktywności ma też pies. Holly uwielbia spacery i wyciąga nas na nie bez względu na to, ile stopni wskazuje stacja pogodowa.
Od kilku lat zauważam modne, skandynawskie akcenty w polskich wnętrzach. Myślę, że warto poza biało-szarymi domami, zainspirować się tamtejszym podejściem do wychowywania dzieci, pozwolić im się wybrudzić, bawić w piasku, czy urządzać błotne bitwy. Komfort takiej zabawy w okresie jesienno-zimowym zapewnią z pewnością wygodne wiatro-, wodo- i mrozoszczelne kombinezony.
Spróbujcie też czasem zrobić z dzieckiem coś typowego w nietypowym miejscu. Nam się udało np. zabrać farby i kartki na spacer. Hania kocha malować i malowanie na powietrzu dało jej wiele radości. Pamiętajcie, by wybierać bezpieczne farbki z atestami.
ducKsday, czyli ubranie, które wspiera wychowanie
Dla mnie, jako mamy trójki, nie ma na jesienne i zimowe dni lepszego stroju dla malucha niż kombinezon. W naszej szafie znajdziecie zarówno taki całoroczny, jak i zimowe. Wszystkie belgijskiej marki ducKsday, która już w 2016r. została wyróżniona i zdobyła nagrodę również polskich rodziców. Za każdym razem, gdy pokazuję Hankę na stories w czasie mokrych i brudnych zabaw, dostaję mnóstwo pytań o ten kombinezon. Polecam, bo sprawdza się wyśmienicie, a dodatkowo jest banalnie prosty w utrzymaniu czystości i szybko schnie.
Bez względu na to, czy wieje wiatr, pada deszcz, sypie śnieg, jest mróz, czy mocno świeci słońce i jest upał, marka ducKsday w swojej ofercie ma oryginalną odzież, którą cechuje świetna jakość, ciekawe wzornictwo i funkcjonalność. Motto „We love fashion, we love children more” mogliby wyszyć na każdym ze swoich kombinezonów, a ja się pod tym podpiszę.
Na zimę zaopatrzyłam Hanię w outdoorowy kombinezon wypełniony otuliną Thermolite, stosowaną w rękawicach i kurtkach narciarskich. Charakteryzuje ją miękkość i trwałość. Mamy więc gwarancję, że otulina nie zbije się po jednym sezonie nawet w najbardziej eksploatowanych miejscach do których zaliczyć możemy kolana i pupę. Po wcześniejszych zakupach w popularnej sieciówce, doceniam też fakt, że kombinezony ducKsday nie sztywnieją na mrozie i są w środku śliskie, co znacznie ułatwia ich zakładanie nie zawsze współpracującemu w tej czynności maluchowi.
Materiał zewnętrzny to poliester, zalaminowany z zapewniającą wodoodporność oraz paroprzepuszczalność membraną 10 000 / 5 000. Z praktycznych rzeczy, które lubię w tym kombinezonie warto wymienić również: kaptur z regulacją głębokości za pomocą rzepa, sięgający aż do pleców zamek YKK, który się nie zacina i nie wcina materiału w trakcie zamykania, czy zakładki na rękawach tworzące szczelny kokon. Kombinezon bardzo chwalą też nasze żłobkowe ciocie. Hania może swobodnie uczestniczyć we wszystkich zajęciach na powietrzu, skakać w kałużach, bawić się śniegiem i błotem, a po powrocie ściągamy kombinezon i znów mamy czyste dziecko 🙂 Nie bez znaczenia są dla mnie również zwiększające widoczność odblaskowe elementy.
Jedyna uwaga jaką mam do produktów tej marki to rozmiarówka. Na moje oko jest ona zawyżona, dlatego podczas zakupu warto dokładnie zmierzyć malucha i sprawdzić tabele rozmiarów – zrobicie to tutaj.
Dajcie znać, jak tam Wasze przygotowania do zimy i spojrzenie na skandynawski „zimny chów” dzieci? Możemy przybić sobie piątkę, czy wciąż jesteście na etapie chuchania i dmuchania? 😉
Strój uzupełniają nam świetnie ocieplane kozaczki marki Renbut. To marka z naszego rodzinnego miasta, Złotoryi. Tam mają fabrykę i sklep firmowy, ale ich produkty kupicie również on-line i w wielu sklepach obuwniczych w Polsce. Tej zimy całe nasze trio nosi kozaki tej firmy, testują je na stoku i na codziennych spacerach. Sprawują się bez zarzutu. Kiedyś Wam jeszcze o nich więcej opowiem 🙂
Taki kombinezon to marzenie! Jest przepiękny!
Super tekst ale zdjecia! Jakie śliczne zdjęcia 🙂
śliczna ta Twoja Hania 🙂 I dobrze, że jej nie trzymasz pod kloszem, potem dzieci są coraz delikatniejsze, a przecież nie o to chodzi. A niech skacze po kałużach i bawi się w piaskownicy, to są najlepsze lata życia 🙂 Beztroska i zabawa! 🙂
super podejście z tymi spacerami w każdą pogodę 🙂 dziecko się hartuje 🙂