O powrocie do figury sprzed ciąży myślałam jeszcze w czasie jej trwania. Moja ciąża rozwijała się wzorowo, mogłam więc biegać do piątego miesiąca, później uprawiać nordic walking, ćwiczyć w domu na piłce i robić mnóstwo przysiadów. Dzięki temu udało mi się przytyć mniej niż w poprzednich dwóch ciążach, ale i tak dużo, bo 16kg. Pewnie te nadprogramowe kilogramy to słodycze od których śmiem twierdzić, jestem uzależniona.
Hania ważyła 4200g, ale mimo jej imponującej wagi ja do swojej nadal nie wróciłam a od porodu minęły już prawie trzy miesiące. Jako mama trójki każdego dnia mam tak wiele obowiązków i tak dużo się dzieje, że zaczęłam wymyślać wymówki, by regularnie nie ćwiczyć. Teoretycznie jak karmię to zużywam na produkcję mleka 500kcal i powinnam chudnąć. Teoria sobie a życie inną ścieżką idzie i ja zawsze dokąd karmiłam dotąd nie chudłam. Być może sytuacja wyglądałąby inaczej, gdybym jadła jak Bóg przykazał, a ja ostatnio dbam jedynie o śniadanie, bo bez niego zwyczajnie nie funkcjonuję. I na tym śniadaniu często moje zdrowe odżywianie się kończy, bo do kawy ciasto, obiad niby zdrowy, ale o różnych godzinach, po południu druga kawa z deserkiem, w trakcie masa przekąsek a prawdziwa uczta smaków rozpoczyna się około 20:30 jak już wszystkie dzieci śpią i włączam na luz. Jedyne za co mogę się pochwalić to woda, bo piję 2,5-3litry dziennie. Mimo to waga ani drgnie, a do zbicia wciąż zostało 6-8kg. Zaczęłam intensywnie myśleć co by tu zrobić. Nie jestem z tych, które karmią się wymówkami, ale wyjścia na fitness póki co naprawdę u mnie odpadają. Samo pakowanie młodej i dojazd zmarnują mi tyle czasu, że wolę poćwiczyć dłużej stacjonarnie.
Zaczęłam biegać. Kondycja do bani. Po przebiegnięciu kilometra myślałam, że padnę. Ostatecznie 5km potrafię przebiec ale w 35 minut, a przed ciążą zajmowało mi to o dziesięć mniej. Pogoda przestała rozpieszczać. Bieganie nocne może zakończyć się kontuzją, bo na asfalt nasza ulica czeka od kilku lat i aktualnie mamy wertepy i kałuże bez oświetlenia.
Zbawieniem w mojej sytuacji okazał się rower magnetyczny. Dlaczego? Powodów jest kilka:
- zajmuje niewiele miejsca,
- jest lekki i w każdej chwili mogę go przestawić,
- jest cichy, więc ćwicząc nie budzę dzieci,
- wskazuje mi m.in. dystans, spalone kalorie, tętno a to motywuje,
- wzmacnia stawy, ładnie zarysowuje łydki, uda i pośladki,
- ćwicząc na nim mogę oglądać telewizję, czytać, słuchać muzyki, czy kursu angielskiego.
Wcześniej kupiłam orbitrek, ale ten zajmuje dużo więcej miejsca, a jak ćwiczę to muszę bardzo uważać na biegające obok dzieci, bo jak go rozpędzę to ciężko w ciągu chwili zatrzymać. Mój orbitrek jest ciężki, sama go z piętra na piętro nie przeniosę, a do tego nie da się na nim ćwiczyć i czytać, co uwielbiam. Dlatego na ten moment bardziej cieszą mnie treningi na rowerku. Opór redukuję do poziomu 1 lub 2, pilnuję tętna i jadę. Staram się ćwiczyć od 30 do 60 minut minimum 3 razy w tygodniu.
Tętno, a spalanie tkanki tłuszczowej
Intensywność treningu kardio określa się na podstawie bicia serca (HR) według wzoru: HR max = 220 – wiek
W moim przypadku jest to 220 – 34 = 186
Dla zdrowych osób optymalne wartości można podzielić na pięć stref, ale najlepsze spalanie tkanki tłuszczowej występuje w strefie drugiej, gdy intensywność jest umiarkowana a praca w warunkach tlenowych mieści się w przedziale 60-70% HR max. Z tego powodu dbam by tętno podczas ćwiczeń wahało się między 112 a 130. Szukałam sprzętu zwracałam uwagę na to, by miał on wyświetlacz LCD i wyświetlał mi wspomniane tętno. Mój wybór padł na rower treningowy magnetyczny F2 firmy Fitkraft.
Czym charakteryzuje się mój rowerek?
- mocną, stalową ramą gwarantującą stabilizację nawet wtedy, gdy waga ćwiczącego dochodzi do 120kg,
- regulacją siodełka dzięki czemu ćwiczyć na nim mogą też dzieci,
- antypoślizgowymi pedałami do których dołączone są paski (ja wolę jednak ćwiczyć bez nich),
- ośmiostopniową regulacją oporu,
- nie obciąża stawów i redukuje pojawienie się kontuzji,
- nowoczesny design,
- jest na tyle lekki, że bez pomocy męża sama przeniesiesz go na inne piętro.
Więcej o posiadanym przeze mnie modelu F2 przeczytacie tu – klik! A teraz łapka w górę i pisać mi tu szybko, kto posiada w domu rowerek stacjonarny? U kogo służy za sprzęt do treningów a u kogo robi za wieszak? 😉 Kto ma go na swojej liście marzeń? I wreszcie kto dołącza do wyzwania Zabieganej Mamy i deklaruje minimum trzy treningi w tygodniu po 30-60 minut do końca 2016r.? Liczę na Was Mamuśki!
Kurcze, nie mam takiego rowerka, ale przyznam, że bardzo mnie zainteresował. Przede wszystkim dlatego, że jest cichy, bo mój wcześniejszy rowerek chodził tak głośno, że nie dało rady oglądać przy nim telewizję :/
Nie posiadam stacjonarnego rowerka, znając mój zapał to skończyłoby się na tym, że tylko stałby gdzieś w kącie i się kurzył :/
ciekawy rowerek – ja biegam ale nie wiem czy coraz gorsza aura za oknem mnie nie zniechęci 🙂
Ja przed ciążą biegałam nawet zimą i nie chorowałam, więc polecam 😉
Na szczęście nie miałam tego problemu, bo przytyłam tylko 5 kg. Jak karmiłam to jeszcze schudłam 🙂
Ja dokąd karmiłam to nie chudłam, bo miałąm straszną ochotę na słodkie i teraz niestety trzeci raz to przerabiam :/
Marzy mi się taki rowerek od dawna (bo tęskni mi się zima za zwykłym), ale absolutnie nie mam miejsca w domu na niego 🙁
Ten jest naprawdę kompaktowy i nie zajmuje dużo miejsca.
U mnie było niewesoło po ciąży. Miałam ją leżącą od 3 miesiąca, więc kilogramów się nazbierało. Rowerek super sprawa. Ja kupiłam sobie karnet na siłownię i tam dużo jeździłam. Do biegania mogłam wrócić po 4 miesiącach dopiero///
Najważniejsze, że ciążę donosiłaś i wszystko skończyło się szczęśliwie. Bieganie nie jest w życiu najważniejsze 😉
Kiedyś zastanawiałam się nad kupnem takiego sprzętu, myśl spełzła na panewce, ale po Twoim wpisie chyba rozważę to ponownie 😉