Czas albo działa na Twoją korzyść albo nie. Możesz się z nim zaprzyjaźnić, zacząć nim zarządzać nawet wtedy, gdy nigdy się tego nie uczyłaś. Często mnie podziwiacie i dopytujecie o to, jak ja to robię, że równocześnie panuję nad trójką dzieci, domem, blogiem, Oriflame itd. Zawsze Wam wtedy odpowiadam, że moja doba również nie jest z gumy, ale nauczyłam się działać tak, by czas mi sprzyjał i by mieć go dla siebie więcej. Wykorzystuję drobne momenty, łapię chwilę, wiele rzeczy robię przy okazji i tym sposobem jestem uważana za tą lepiej zorganizowaną matką. Uczę się tego inspirując kobietami, które zarządzanie czasem mają w jednym małym palcu. Jedną z nich jest Ola Budzyńska, w świecie on-line bardziej znana jako Pani Swojego Czasu, której książka z której nauczysz się jak zarządzać czasem po swojemu właśnie ujrzała światło dzienne i wpadła w moje ręce.
Kto najlepiej nauczy Cię zarządzać czasem?
Generalnie uważam, że zarządzania czasem trzeba się nauczyć samemu. Każda z nas prowadzi zupełnie inny tryb życia, ma inne potrzeby i oczekiwania, jest w innym momencie i czego innego się od niej wymaga. Wbrew pozorom to całe zarządzanie nie ma sprawić, że przekształcisz się w robota, który każdego dnia będzie wykonywał więcej i jeszcze więcej. Nie w tym rzecz. To nie Ty masz pracować na czas, ale on ma pracować na Twoją korzyść. Niemożliwe? A jednak! Po prowadzeniu kosmetycznych zmian z tej książki czuję, jakby mi wydłużono dobę. Być może u Ciebie tych zmian wprowadzać nie trzeba a może należy popracować nad organizacją czasu jeszcze więcej niż u mnie. Warto zatem przeczytać, sprawdzić i być bogatszą o wiedzę, którą autorka serwuje w bardzo prosty, przyjemny sposób.
Myślę, że błędne rozumienie zarządzania czasem zaszczepiono nam na studiach. Wchodząc do księgarni z pewnością nie raz w oko czy w ręce wpadła ci książka w którym jakaś mądra głowa prawiła o planerach, kalendarzach, aplikacjach, planach, rozpiskach, kartkach i karteczkach, które miały nadać ład i pomóc ci cudnie wszystko posklejać w jedną, spójną, funkcjonującą bez zarzutu całość. Może nawet starałaś się przez jakiś czas tak żyć, po czym walnęłaś tym wszystkim uznając, że jesteś jeszcze bardziej zmęczona niż przed całą rewolucją.
Co zatem zrobić, aby czas zaczął ci sprzyjać? Jak ugryźć tego słonia i czego nauczysz się z książki?
Przede wszystkim zwróć uwagę na to, że jesteś kobietą. Wiesz, że zarządzania czasem zwykle uczą mężczyźni? Tak, dokładnie Ci sami, którzy wchodzą do domu i po prostu są, podczas gdy Ty wchodzisz i zastanawiasz się, w co ręce włożyć albo gdzie uciec. Ci sami, którzy potrafią się skupić i wykonywać w jednym czasie tylko jedno zadanie, a przecież Ty idąc kąpać dzieci od razu po drodze odnosisz milion pierdół na właściwe im miejsce, segregujesz pranie, dosuwasz do stołu krzesła, wygładzasz obrus, sikasz w locie, nastawiasz wodę na herbatę i prasujesz ubrania na kolejny dzień, jednocześnie rozdzielając bijące się dzieciaki, zerkając na serial, czy rozmawiając z mężem. Uświadom sobie, że multizadaniowość kobiet wcale nie jest zaletą, choć często się ją tak przedstawia.
Myślę, że wykonywanie wielu zadań na raz wymusiło na nas życie. Żyjemy w biegu. Każdą minutę chcemy wykorzystać jak najbardziej efektywnie a najnowsze technologie i aplikacje pilnują, abyśmy zawsze coś robiły. Wiesz, jak wiele kobiet przyznaje się, że nie potrafi wyluzować, zatrzymać się i odpocząć? To te same, które czytając książkę, nakładając sobie maseczkę i leżąc w kąpieli mają wyrzuty sumienia, że znalazły czas tylko dla siebie podczas gdy tyle spraw na nie czeka i się piętrzy, nie mając końca. Te same, która śpią za mało i w google wyszukują, jak mieć przy tym energię i motywację do działania. Te same, które pozornie oszczędzając czas zaczynają jeść śmieciowe jedzenie, przygotowywane w locie albo nie znajdujące czasu na posiłek w ciągu dnia i opychające się na wieczór do granic możliwości, a następnie zasypiające z wyrzutami sumienia. Znasz takie? Jesteś jedną z takich kobiet? Wyobraź sobie, że i ja nią byłam, ale zdecydowałam się na pracę nad sobą, wyznaczać priorytety, delegować zadania, monitorować efekty. Wbrew pozorom to wcale nie jest takie trudne. Możesz zacząć już dziś, a jak postawić pierwszy krok? W którym kierunku podążać? Jak pracować, żeby się nie narobić a zarobić? Tego i jeszcze wielu innych wskazówek nauczy Cię Ola Budzyńska. Kobieta, która od 10 lat określa siebie jako Panią Swojego Czasu i której misją jest sprawienie, by Kobiety uwierzyły w to, że potrafią robić to doskonale. Jeśli szukasz mentora w tym zakresie to gorąco polecam Ci tę uśmiechniętą brunetkę z kawą w dłoni. Wie, co robi, serwuje konkrety i potrafi być drogowskazem.
W „Jak zostać Panią Swojego Czasu Zarządzanie czasem dla kobiet” przeczytasz m.in.
- jak brać czas w swoje ręce i zarządzać nim po swojemu,
- o tym, że kobiety znajdują czas na wszystko, tylko nie dla siebie,
- o lękach, które nigdy nie miną,
- celach, które warto wyznaczyć,
- czy samodyscyplinie – tej z kolei musisz nauczyć się dokładnie tak samo, jak języka obcego, czy prowadzenia samochodu.
Poznasz metody, techniki i aplikacje wspierające skuteczne zarządzanie czasem, które Ola stosuje i rekomenduje innym kobietom.
Na zachętę wybrałam dla Ciebie trzy cytaty doskonale oddające zawartość tej książki. Wydrukuj je sobie, zapisz, powieś w widocznym miejscu. Niech wspierają twoje działania i motywują do dobrych zmian. Drugi wisi u mnie na lodówce, bo wchodził w skład pakietu dodanego do książki:
Nikt nie jest w stanie w większym stopniu niż my same wiedzieć, co jest dla nas ważne.
Zrobione jest lepsze od doskonałego. Perfekcjonizm nie pomaga w byciu zorganizowaną. (…) Perfekcjonizm powoduje, że jesteś idealna, ale tylko w swoich marzeniach i planach.
W dobrym zarządzaniu czasem nie chodzi o to, jak długo się pracuje, lecz o to, czy sensownie się działa.
Gdzie kupić książkę Oli Budzyńskiej?
Książkę „Jak zostać Panią Swojego Czasu” o której mowa kupisz tutaj. Możesz tez już teraz dołączyć do grupy Pań Swojego Czasu na facebooku i zajrzeć na bloga Oli. Dzięki tej opcji w każdy poniedziałek o 10:00 masz szansę wypić wirtualną kawę z Budzyńską. Korzystam, polecam, warto! Na podstawie notatek z jednego takiego spotkania napisałam artykuł „Jak ugryźć listę zadań na której masz same słonie?”. Koniecznie sprawdź go, jeśli Twoja lista zadań zdaje się nie mieć końca, a Ty zamiast działać masz ochotę trzasnąć drzwiami i uciec.
Gwarantuję, że to będą jedne z lepiej wydanych pieniędzy. Zauroczy Cię już sama przesyłka. Wszystko perfekcyjnie zaplanowane i dopięte od wstążki po zakładkę. Zawinięte w biały papier fakturą przypominający len, przepiękny! Trzeba być totalną ignorantką aby tego nie docenić. Spójna całość idealnie nadaje się na prezent, a Dzień Matki tuż, tuż.
Na koniec niespodzianka. Dzięki uprzejmości Oli Budzyńskiej mam dla Was trzy egzemplarze książki „Jak zostać Panią Swojego Czasu”. Gotowe na wyzwanie? Aby je zdobyć będziecie musiały najpierw odbyć rozmowę same ze sobą w trakcie której ustalicie a następnie pochwalicie się w komentarzu:
- Które zadania pochłaniają Wam najwięcej czasu?
- Które z nich jesteście w stanie delegować komuś innemu?
Pamiętajcie, że nie Wy jedyne potraficie w domu wykonywać pewne czynności, a „zrobione jest lepsze od doskonałego”, więc może niech ten mąż czasem powiesi krzywo to pranie, stłucze ze trzy kieliszki podczas mycia naczyń, czy przesoli zupę. Gwarantuję, że jak zacznie czynić to konsekwentnie a Wy nie będziecie marudzić tylko go za to jeszcze pochwalicie to dojdzie do perfekcji, wszak trening czyni mistrza a zgrany team to ten w którym wszyscy grają do jednej bramki, więc nie rób z siebie Zosi Samosi.
Na odpowiedzi czekam do 26.06.2017r. i wtedy również wieczorem wybiorę trzy kobiety do których gang Oli wyśle książki.
EDIT: Książki trafiają do: Patrycji, Books My Love i Ani DD. Gratuluję i czekam na Wasze adresy na priv w ciągu 7 dni. Piszcie na elwira@zabieganamama.com
Jakbym czytała o sobie, czytając te wszystkie zadania wykonywane jednocześnie przez kobietę 😉 Muszę coś z tym zrobić i być może ta książka pomogłaby mi w tym 😉 (oczywiście słyszałam już o niej 😉 )
Ja wiem, że czasem mam problem z zarządzaniem tym cennym towarem jakim jest czas i chetnie sięgnę po tę książkę
Najwięcej czasu pochłania u mnie chyba sprzątanie. Lubię porządzek ale jestem straszną bałaganiarą, wszedzie wszystko rozrzucam, a potem muszę to sprzątać. Nie umiem pracować w bałaganie więc nie ma u mnie szans, że gdy na biurku są porozwalane długopisy, talerze z jedzeniem itp. ja spokojnie pracuje. Nie potrafie tak. Mozolnie więc sprzątam, układam, przekładam i segreguje. Taki już chyba mój urok . To co umiem delegowac. Hmmm musze się pochwalić! Wprowadziłam w moim domu dyżur sprzątania łazienki, co tydzień ma go ktoś inny, a ja spokojnie odpoczywam :). Uwielbiać robić domowe spa w czystej łazience. Wcześniej sprzątałam co 2 dni bo wszyscy wszysko tam rozrzucali. Od kiedy wprowadziłam grafik każdy pilnuję czystości i szanuje pracę innych. Początkowo byłp ciężko z trzymaniem się planu przez domowników. Znalzłam jednak na to sposób! Osoba, która nie posprzątała w terminie lub nie utrzymywała czystości przez cały tydzień miała obowiązek zapłacić każdej innej osobie po 50 zł. Naszczęscie nigdy do takiej sytuacji nie doszło bo wszyscy grzecznie sprzątają. Metoda działa!
segregacja prania, prasowanie i chowanie ubran, bo robie to co dzien przy moich trzech chlopach.
segregacje zlece mezowi, a chowanie jemu i starszemu synowi, zostanie mi prasowanie.
Wydaje mi się, że to idealna pozycja dla „perfekcyjnych pań domowego chaosu” 🙂 Jesli przypadkiem nie ogarne sytuacji po trzecim porodzie, to na pewno po nią sięgnę. 🙂
Najwięcej czasu pochłania prasowanie trzech prań złożonych i czekających na segregację, prasowanie i schowanie na swoje miejsce do szafy. Obiecanie samej sobie, że po każdym praniu na bieżąco będę to robić nie bardzo skutkuje. Zajmuje to sporo czasu. Nie powiem satysfakcja po zrobieniu – OGROMNA. Jednak za jakiś czas – kopiuj wklej ZNOWU TO SAMO. Taka syzyfowa praca.
Najłatwiej deleguję odkurzanie. Ze względu na to, że moja mała dwulatka tylko zobaczy odkurzacz wyciągany z szafy od razu po niego biegnie krzycząc „SAMA”!!!!!!!!. Starszy syn nie chce być gorszy i zaczyna się walka o odkurzacz. Na zmianę więc raz jedno raz drugie swój rewir odkurza, a ja w tym czasie robię coś innego :-))))))))
Dlatego ja nie prasuję 🙂 Mam w domu wyprasowane dwie koszule dzieci na galowo do szkoły i świat się dalej kula 🙂
Gotowanie -którego nie cierpię 😐i ogarniam kuchni jadalni -sprzątam tam cały czas, za chwilkę jest brudno więc dalej sprzątam. Oddelegowalabym bym najchętniej gotowanie /przygotowanie choćby części posiłków.
Najwiecej czasu poświęcam mojej córce nie zważając na bałagan jaki panuje w domu. Gdy ona śpi to wtedy zamiast odpocząć robie wszystko na raz. Całe szczęście że mąż wieczorem pozmywa naczynia i sam zrobi sobie kolacje, oraz prowiant do pracy. Na pewno nie wygram książki, bo taki mój los, ale na pewno ją kupię, gdyż wydaje mi się, że doba ma tylko 10h, a o sobie to kompletnie zapomniałam.
Najwięcej czasu pochłania mi chyba szukania wymówek żeby nie zrobić tych ważnych rzeczy ale nie pilnych jak np. telefon do operatora sieci i wynegocjować lepszych warunków w nowej umowie, czy w końcu zapisać się do lekarza i zrobić badania, czy zrobić porządki w dokumentach. Bo niby to nie są pilne sprawy to ciągle mimo, że ich nie robię myślę i pamiętam o nich, i mimo, że przesuwam datę ich wykonania to jakoś lżej nie jest, a zmobilizować się trudno żeby je w końcu zrobić!
Delegowanie zadań nie jest proste bo w końcu jak nie my to kto to ma zrobić tak świetnie jak my prawda? 😀
Ale myślę, że mogę oddelegować porządki w dokumentach swojemu partnerowi. Może nie zrobi tego tak świetnie jak ja ale będzie to zrobione, a ja zaoszczędzę czas nie tylko na to zadanie ale też na ciągłe jego odkładanie!
Najwięcej czasu zajmuje mi sprzątanie oraz gotowanie dla siebie i trójki dzieci. Po głębszym namyśle stwierdzam, że to harówka na własne „życzenie”. Nie wymagałam od dzieci tego od początku, a teraz nie chcę sobie szargać nerwów na przypominanie i kłótnie z nastolatkami. W rezultacie nie mam czasu na swoje sprawy i dla siebie. A dziewczynki są w tym wieku, że spokojnie mogłyby przejąć ponad połowę domowych obowiązków. Trzylatka pewnie też już można przyuczać do wielu rzeczy… Olu, ratuj, jak mam się do tego zabrać? Od czego zacząć robić porządek w głowie, a potem w rodzinie i otoczeniu.
1) GOTOWANIE – czasem przyłapuję się na tym, że w ciągu dnia robię około 10 posiłków. Inna kaszka dla rocznej córki, inne śniadanie dla syna przedszkolaka, obiad z 2 dań, deser, sałatka dla znajomych, którzy wpadli pogadać, kolacja dla dwojga. Gotuję odkąd mam rodzinę. Mąż czasem proponuje, żebym odpoczęła i żebyśmy kupili coś gotowego w sklepie. Ale ja jestem przekonana, że domowe gotowanie to rozwiązanie lepsze, bo tańsze, zdrowsze i smaczniejsze. Ale odkąd są dzieci jestem tym okrutnie zmęczona. Potrafię spędzić piątkowy wieczór na ugotowaniu 2 dań na weekend, a i tak w sobotę i niedzielę coś pichcę, bo śniadanie, kolacja, kakałko, naleśniczek.
W moim rodzinnym domu na wsi gotowały tylko kobiety. Mężczyźni mieli więcej fizycznej pracy w gospodarstwie. Jestem nauczona zasady, że żona podaje obiad i nie ma opcji, żeby go nie było na stole. Do dziś jedyna niegotująca ciotka słyszy uszczypliwosci na temat swoich „braków”. Teraz mieszkam w dużym mieście, mam pracę na pełen etat, dwójkę dzieci a i tak tylko ja gotuję. Tak mam wpojony przymus gotowania, że gdy mąż proponuje wyjście do knajpy marudzę, że lepiej będzie gdy ja coś zrobię.
Coś we mnie pękło…
Pierwszy raz – w ubiegłym roku odwiedzając dom rodzinny. Zmieniałam pieluchę dziecku, mój mąż nic nie robił, a dziadek rzekł: „nałóż obiad mężowi, żeby głodny nie był”. Po kilku dniach, zajęta znów dzieckiem, to samo usłyszałam od własnej mamy.
Drugie pęknięcie – po narodzinach drugiego dziecka, gdy wisiało na piersi, pierwszy syn nieogarniety, a ja zauważyłam, że fizycznie nie mam czasu ugotować nic w niektóre dni
Trzecie – któregoś dnia poirytowana i zmęczona obliczylam na kartce ile czasu zajmuje mi zrobienie zakupów spożywczych, ugotowanie, pozmywanie i doznałam szoku. Nie wiem, ilu języków nauczylabym się do tej pory, gdybym zamiast gotowania poświęciła czas na ich naukę przynajmniej dwa razy w tygodniu.
2) oświadczam, że DELEGUJĘ GOTOWANIE NA:
męża – wszak chętnego do gotowania raz na ruski rok i tylko ja nieszczególnie mądrze z tego nie korzystalam. Umie ugotować niewiele, ale jest mistrzem schabowych, zimowej chłopskiej zupy mięsnej i placków ziemniaczanych, więc będą częściej
żłobek i przedszkole – w dni powszednie, kiedy moje dzieci mają (całkiem smaczne i zdrowe zresztą) obiady w placówkach opiekuńczo-wychowawczych nie gotuję obiadów – za nic!
lokalne knajpki i stołówki, w których stołują się moje koleżanki i koledzy z pracy, o których myślałam, że nie szanują swoich pieniędzy wydając je w takich miejscach. I pointrgruję się więcej!
książki kucharskie z szybkimi zdrowymi daniami – jeśli kuchnia domowa, to zdrowa, prosta, ale i szybka. Koniec z domowym wielogodzinnym zawijaniem gołąbków. No chyba, że naprawdę mnie najdzie raz na sto lat
Ojej, już mi lepiej 🙂
Dzięki za zdjęcie książki z cytatem o Matce Półce i Zosi Samosi – to ja, ale już niedługo 😉
Czasem mam wrażenie, że moje życie składa się z samych zadań typu „słoń”…takich które ciężko komuś oddelegować. Wychowana w przekonaniu ,że wszystko muszę sama, trudno było mi zrozumieć i zaakceptować fakt,że też mam prawo do zmęczenia i do tego, by mieć czas tylko dla siebie…
Zaczynam od małych kroków i do prostych obowiązków zapraszam syna- choć jemu ciężko pogodzić się z nową sytuacją…
Najlepiej chyba znosi to mój mąż. Już nie dziwi się gdy mówię: „do zrobienia jest śniadanie na jutro i zrobienie prania- ja robię jedno a Ty drugie…” Bo to te małe czynności, które trzeba wykonać po dniu spędzonym w biurze urastają do tych z którymi ciężko jest mi się uporać i zajmują abstrakcyjnie dużo czasu.
Może z czasem będę potrafiła rozbić inne moje znacznie poważniejsze „zadania słonie” na mniejsze i też uda mi się je oddelegować. Dziś cieszą mnie już te małe postępy które zrobiłam.
Które zadania pochłaniają Wam najwięcej czasu?
Które z nich jesteście w stanie delegować komuś innemu?
Dziękuję za konkurs, bo w sumie, w wolnej chwili przysiadłam i się zastanowiłam nad pochłaniaczami.
Po dłuższej analizie takie oto wyniki 😉 Z czytania książek nie zrezygnuję, ale wyrzucam zbędne gazety, dosłownie i w przenośni. Takie, co to, co numer są niemal identyczne. Także dobre pół godziny już zaoszczędziłam na dzień;) Ale chcę sobie przyjrzeć teraz kilka dni, na co tracę czas tak w międzyczasie.
Najwięcej czasu, tak już na serio, zajmuje jednak sprzątanie i chyba głównie, pranie plus wiadomo układanie, i gotowanie. Pranie delegowane zostało mojemu Mężczyźnie, jakieś dwa tygodnie temu, w dość brutalny sposób. Po jego słowach, „no przecież pranie i sprzątanie samo się robi”… Ubrania się same nie wstawiły, w szafie pusto. No i trzeba było wstawić je samemu. Także to dotarło.
Punkt drugi dotyka sedna sprawy – delegowanie, bez tego się zakopie(my).
Przez przypadek w tamtym tygodniu zobaczyłam ścienny plener rodzinny – także są tu wpisane obowiązki codzienne. Zobaczymy jak pójdzie.
Wpisany już na maj, kto co sprząta w jaki dzień, kiedy gotuje, może dziecinne, ale jest, czarno na zielonym.
Brawo Ty!
Jako, że to początek zmian w zarządzaniu czasem, spytam krótko. Kiedy wyniki?:)
Dopiero dotarliśmy do domu. Muszę ogarnąć pranie, prasowanie, wierszyk z Leną, dobranockę i kolację. Wyniki podam przy porannej kawie. Za zwłokę przepraszam!
Taka książka jak najbardziej dla mnie, chyba przeczytałabym ją z zaciekawieniem i nic by mi z niej nie uciekło.;-)