Dziś o tym, jak cieszyć się życiem, przetrwać dzień z trójką dzieci, z uśmiechem przyjmować gości, a na koniec dnia zaskoczyć męża i sprawić, by nie dostrzegł bałaganu a nawet pomógł go posprzątać 🙂
Poniedziałek spędziłam z dzieciakami praktycznie sam na sam do 17:00, bo dopiero wtedy eM. skończył pracę, by po kąpieli trójki ponownie do niej zasiąść. W ciągu dnia dzieci bawiły się cudnie. Otrzymały śmieciarkę Wader, którą wygrałam w konkursie, więc Maciej zniósł na dół pudło z drewnianymi klockami by uczynić z nich „śmieci”, Lenka natomiast wzięła w dłoń nożyczki i przejęła karton. Z kartonu powstał telewizor, a chwile później prawdziwa teatralna scena. Lalki Barbie zagrały prawdziwa sztukę, a ja z Hanią i Maćkiem siedziałam na sofie i głośno biłam brawo. Na to wszystko wpadła sąsiadka, która swoje dziecko ma już dorosłe. Wpadła na kawę i oczywiście pierwsze, co zrobiłam to zaczęłam przepraszać za bałagan w salonie.
Widok musiał być imponujący. Wyobraźcie sobie stertę książek na narożniku, które czekają aż je jakoś z pomysłem i gracją poukładam na regale. Regał to kolejne dzieło poślubionego, które zachwyca jak witryna, czy komody, mieści książki a z boku ma ukryty barek. Robisz klik i Twoim oczom ukazują się cztery metry alkoholu, bo ma dwie wysuwane półki, a każda z nich wysuwa się na metr i mieści dwa rzędy butelek. Nad barkiem kolejne dwie półki, te dla równowagi mają przeznaczenie książkowe. Wrzucam tu pozycje, które zamierzam w najbliższym czasie przeczytać, bo rozśmieszają mnie do łez regały na których domownicy układają encyklopedie i ładnie wydane dzieła, mające służyć zbieraniu kurzu i dekoracji 😉
No, ale wracamy do widoku, jaki przywitał sąsiadkę. Na ławie kubeczek, farby i schnące dzieło Maciusia. Na stole talerze po zupie pomidorowej i ruskich pierogach, bo starszaki stwierdziły, że dojedzą za chwilę, a ja uznałam, że włączam na luz. Wyglądają na tyle dobrze i są na tyle świadomi pojemności brzuszków, że nie zamierzam odstawiać cyrku i ich do jedzenia zmuszać. Zjadły ile miały ochotę, a ta reszta jakoś sama nie zaniosła się do kuchni. Bywa..
Na schodach rzeczy, które metodą Perfekcyjnej Pani Domu umieściłam w koszyku, bo nie pasowały i miały zostać odniesione na właściwe miejsce. Obok koszyka bodziak Hani, który rzuciłam w biegu, bo dzieć ząbkuje, ślini się i ubranka musimy co chwilę zmieniać na suche i przyjemne, a pralka na piętrze. Na biurku moja niedopita kawa i papierologia wszelaka do ogarnięcia. Obok nadal ubrana i delikatnie sypiąca się już choinka. Choinkę mieliśmy rozebrać po święcie Trzech Króli, bo taką z domu wyniosłam tradycję, ale choinka w donicy, nadal wygląda nieźle i docelowo ma ją przejąć koleżanka, by wkopać u siebie na ogrodzie, więc stoi i czeka na odbiór. Trochę dalej materac, gdyż starsza akrobatka ćwiczy przewroty, gwiazdy i stanie na rękach. Zniosła go sobie z drugiego piętra do salonu bo to tutaj tętni życie. Jeszcze dalej mata edukacyjna Hani, bujaczek i drewniana kolejka Maćka.
Pierwsze, co zaczęłam robić to oczywiście przepraszać sąsiadkę za bałagan, a ta wtedy uznała, że to wcale nie jest bałagan tylko szczęśliwy dom. Sama ma teraz ład i porządek, bo nie ma jej kto bałaganić, ale nasz nieład uznała za uroczy. Do tego przeprosiła, że przyszła niezapowiedzianie i nie zabrała ze sobą białej rękawiczki. Takich gości to ja i w nocy, po północy mogę witać z uśmiechem 😉 Kiedy przejęła ode mnie Hanię z gracją wyniosłam talerze do kuchni, przetarłam stół i zaparzyłam nam kawę. Było miło i przy okazji okazało się, że bałagan nie ma mocy psucia atmosfery o jaką go podejrzewałam.
Ostatecznie dniem porządków w naszym domu jest piątek a przy trójce dzieci w domu już po dwóch dobach w każdym pomieszczeniu widać ich obecność. Mogłabym latać ze ścierką, wycierać, przecierać, krzyczeć, do porządków gonić albo ich z tego wyręczać. Zamiast tego wolałam zwyczajnie z nimi pobyć i uczestniczyć w zabawie. Bałagan poczeka na lepszy moment. Można sobie czasem pozwolić na to, by kopnąć, przesunąć i przejść. Świat się nie zawali, a wręcz stanie piękniejszy. Oczywiście nie namawiam Was do patologii, permanentnego unikania mopa i hodowania grzyba w domu, ale wyluzowania, kiedy czujecie, że potrzebujecie przerwy. Wylogujcie się wtedy do życia i cieszcie nim. Nadepnięcie na lego boli jak cholera, ale wiele dni przed Wami podczas których dzieci urosną, wyprowadzą się a Wy będziecie za całym tym bałaganem i jazgotem tęsknić.
Na koniec złota zasada Zabieganej Mamy: Przed powrotem męża z pracy zrób 50 przysiadów i załóż seksowną bieliznę. Jak mu seksownym tyłkiem zaświecisz to nie zauważy bałaganu. Gwarantuję 😉
Źródło grafiki głównej: pokreslonewglowie.blox.pl
Twoja rada – bezcenna:) Uśmiałam się do łez z tej końcówki i ze zdjęcia:)
Ja mam w domu względny porządek, ale tylko dlatego, że nie mam małych dzieci. Duże – wyganiam do ich pokoju, jak chcą śmiecić/malować/bawić się itp Ta zasada fajnie się sprawdza, bo dzięki temu części wspólne są w miarę czyste a mnie nie razi bajzel w dziecięcym pokoju. Polecam!
Hahah, chyba nie tylko mężczyźni nie widzą tego bałaganu! 😀
Na wszystko trzeba mieć swoje sposob 🙂 A bałagan rzecz względna 🙂
hahaha, ja też nie zauważyłam 🙂
Ja też nie zauważyłam bałaganu 🙂
Świetny tekst! Uśmiałam się do granic :). Wychodzi na to że bałagan należy zaakceptować 😀 heh. W końcu jesteśmy ludźmi i nie żyjemy w muzeum :). Co do rady! Bezcenna!
Heh, u mnie 2 dzieci, 2 koty i pies.. i też jest co zbierać 😉
doskonała rada na końcu! aż przetestuję 😉 (też nie zauwazyłam bałaganu na zdjęciu) :d