Miniony weekend. Znowu pełen deszczu. Można mieć wymówkę. Zimno, szaro, pada, zamknąć dzieci w czterech ścianach i czekać na lepszy moment. Można też tą słabą z pozoru aurę wykorzystać, wyjąć z szafy kalosze i dać dzieciom posmakować prawdziwego dzieciństwa. Wybraliśmy drugą opcję. Sama wskoczyłam w moje stare gumowce no name. Co roku sobie obiecuję, że kupię te popularne na „h” a później stwierdzam, że do miasta w kaloszach to ja się przecież i tak wybierać nie zamierzam, bo prowadzić w nich auta bym pewnie nie umiała. Inna kwestia, że na moim końcu świata wszelkie metki są i tak błotem obficie pokryte, więc mało je widać. No i tym sposobem już chyba czwarty sezon śmigam w tych czarnych, matowych, które się idealnie nadają na długi marsz po polach z psem i intensywny spacer z dziećmi, a kosztowały pewnie z dziesięć razy mniej. Nie wiem nawet ile, bo je w prezencie od mamy dostałam. Wszystkie kałuże nasze! Starsi sąsiedzi na nasz widok to się nawet uśmiechają, bo im się ciepło na serduchu robi, wszak chwilę temu sami równie wysoko skakali. Inni obserwują zza firanek modląc się w duchu, by ich dzieci czasami tego pomysłu nie podchwyciły. Życie.
A my sprzedajemy uśmiechy przechodniom i skaczemy. I to nic, że jak Maciej skoczy to i ja i Lenka mokre po pas jesteśmy. To nic, że będzie prania więcej niż zwykle.. jakby kiedykolwiek w domu, gdzie skarbów trójka było go mało 😉 Liczymy, skaczemy, przeskakujemy i gonimy z jednej kałuży do drugiej, wypatrując, która głębsza. Godzina mija nawet nie wiem kiedy. Cieszą się dzieci, cieszą się kalosze, że w szafie stać nie muszą tylko prosto ze spaceru wylądują pod prysznicem, bo nie będzie widać, jakiego są koloru. W końcu od tego są, by radości małym stopom dostarczać, a i tym większym radochy dawać nie mało i niczym magiczna różdżka momentalnie cofać w czas dzieciństwa.
Gdzieś kiedyś w oko wpadła mi lista rzeczy, które warto zrobić z dziećmi jesienią. Było na niej ognisko, grzybobranie i te wspomniane kalosze właśnie. Na dniach postaram się Wam wrzucić naszą listę. Może akurat dacie się namówić choć na szczyptę szaleństwa.
Zachęcając podpowiem, że gorące kakao po takim spacerze smakuje wybornie, a przepis na moją ulubioną, rozgrzewającą, jesienną czekoladę znajdziecie tutaj. Kalorii spalonych mnóstwo, rumieńce na twarzy i choć woda w butach chlupocze to mi się jeszcze nigdy po takim spacerze nie przeziębili.
A gdy już wrócimy to się okazuje, że na bajki, planszówki i książki do wieczora czasu nam wcale nie zabrakło. Z powodzeniem da się łączyć aktywność na świeżym powietrzu z popołudniowym, niedzielnym lenistwem, a ja gorąco Was do tego namawiam. I nie, nie mam doby z gumy tylko mnie się zwyczajnie chce. Dla tych uśmiechniętych i umorusanych buzi, dla błysku w oczach, gdy po kałuży skacze się z mamą, bo to zupełnie nowy wymiar skakania niż skakanie w samotności. Dla słów pospiesznie wykrzyczanych między jednym susem a drugim: „Mamo jesteś najlepszą mamą na świecie!” Zawsze chciałam taką być. A Ty?
Źródło zdjęcia: grid.mk
My podobnie skaczemy po kałużach do upadłego, wtedy pod prysznicem lądują nie tylko kalosze, ale wszystkie ubrania 🙈😂😉. To niesamowita zabawa, a moi mali panowie na widok padającego deszczu pieją z radości na samą myśl, że ich kałuża znowu napełnia się wodą 😉
Mnie czasem brakuje tego luzu, spontanu, choć coraz częściej udaje mi się być bardziej taka właśnie. Wyluzowana i spontaniczna. Wiem, że moje dzieci są wtedy najszczęśliwsze, a to chyba najważniejsze.
Jak pada deszcz i patrze przez okno to robi mi sie strasznie smutno wtedy Wiktoria 💝 chodź na dwor pociapiemy się w kałuży wyciąga mbie na dwór i wracając już. Mam Uśmiech na twarzy. Dziecko potrafi zdziałać cuda.
W takie zimno to nie pozwalam ale latem dzieciaki skaczą ile chcą aż trzeba wodę z kaloszy wylewać i w nosie mam to że trzeba więcej prać ich radość jest bezcenna 🙂
Tego roku byliśmy na wakacjach nad naszym polskim morzem w czerwcu nie każdy dzień był piękny i słoneczny któregoś deszczowego dnia postanowilismy z mezem ze bierzemy naszych 3muszkieterow na deszczowy spacer w kaloszach i gorszych spodniach.w czasie tego spaceru 2 różne Panie nas zatrzymywaly słowami:podziwiam że Państwo pozwalają na takie szaleństwo dzieciom dziś rodzice chuchaja i dmuchaja przed chorobami a Państwa dzieci właśnie te choroby pokonują. Te Panie były już zapewne babciami 😊dodały nam wiele otuchy że uśmiechnięte szczęśliwe dziecko to to co najwazniejsze😊pozdrawiam
Tak – to prawda! Warto Polubić jesienną aurę, by wrócić do pełnych beztroski lat i … „leżeć na moście i patrzeć, jak przepływa pod nim woda. Albo biegać i brodzić w czerwonych botach po mokradłach. Albo zwinąć się w kłębek i przysłuchiwać się, jak deszcz pada na dach. Bardzo jest łatwo miło spędzać czas” – Jak mawia muminkowa Filifionka, a ja zakładam różowe kalosze i jej przyklaskuję wybijając nogami rytm ulubionej piosenki w pełnej wody kałuży czy zatapiając się wraz z synem w górze usypanych liści.
Mamy podobnie! Mogę popełniać wiele błędów wychowawczych, ale już dawno obiecałam sobie, ze zrobię wszystko by pielęgnować w dzieciach ich beztroskę i towarzyszyć w niej jak najdłużej!