Białe Święta

biała zima

Boże Narodzenie dla mnie zawsze było białe. Biały puch pokrywał ziemię, a płatki śniegu wirowały i roztapiały się na gorących, rumianych policzkach. Wyciągało się sanki z piwnicy lub ze strychu, zakładało ciepły kombinezon i w radosnych podskokach biegło na alejki. Tam były pagórki, można było zjeżdżać z bardziej lub mniej stromych. Na tych górkach dla odważnych nie trudno było obić sobie tyłek, ale ileż przy tym było endorfin. Nikt nie przewidywał kłopotów, każdy czekał na swoją kolejkę i z trudem wdrapywał się na nowo. Mama w biegu przypominała o czapkach i szalikach. Nie zawsze zdążyło się je założyć, bo przecież zimy szkoda. Ten śnieg to tylko na moment, zaraz się roztopi i znów będziemy na niego czekać prawie cały rok. Inna kwestia, że nie były to czasy internetu, komórek, instastories i życia on-line. Zerkało się zatem na zegar wieży kościelnej i biegło do domu na obiad o umówionej porze, tam jadło w pośpiechu i wracało na te białe, złotoryjskie alejki.

Gdzie się podziały białe Święta?

Takich białych Świąt życzyłam moim dzieciom. Tymczasem od narodzin Lenki można na palcach jednej dłoni zliczyć dni, w które była okazja wyciągnąć sanki. Każda kolejna zima jest mniej biała, cieplejsza i w zasadzie bardziej przypominająca jesień. Śnieg, nawet jeśli spadnie to jest zbyt sypki i nietrwały, by ulepić z niego bałwana. W tym roku Boże Narodzenie przywitaliśmy z dziewiątką na plusie i zielenią w ogrodzie. Ocieplenie klimatu sprawia, że następujące po sobie pory roku zacierają granice i powoli przestają przypominać te z obrazków sprzed lat. Ma to swoje plusy i minusy. Do tych drugich zaliczamy z pewnością fakt, że mocno spada nam odporność. Ostatecznie siarczysty mróz ma wybić wszystkie wirusy i bakterie, więc jeśli go nie ma, jesteśmy narażeni na więcej infekcji z którymi nasz organizm będzie musiał walczyć.

Foto: scienceabc.com

Foto: scienceabc.com

Infekcje górnych dróg oddechowych

Poza katarem, wszelkiego rodzaju mokre i suche pokasływanie jest najczęściej słyszalne gdziekolwiek się nie ruszymy. W sklepach, tramwajach kościołach, kinie, wszędzie słychać i widać tych, którym choroba nie odpuszcza. Kaszlą, smarkają, kichają, mają szkliste oczy, zapas chusteczek w kieszeniach i zaróżowione nosy.

Sama najczęściej przeziębiam się w dwóch przypadkach. Gdy rozgrzana wybiegnę tylko na pięć sekund do samochodu stojącego przed domem. Niby wiem, że powinnam coś na siebie zarzucić, ale szkoda mi na to czasu, przecież to zaledwie kilka kroków. Średnio z dziewięć razy mi się uda, a za dziesiątym dopada mnie choroba czyhająca za rogiem.

Drugą opcją jest spacer z psem po umyciu włosów. Już widzę minę mojej Babci i słyszę jej komentarz, gdy to przeczyta. Doskonale wiem, że bezpośrednio po kąpieli nie powinno się zimą spacerować, ale życie pisze czasem inne scenariusze. W biegu się myję, suszę, zakładam czapkę, kaptur i pędzę z psem w te moje pola, w kolejce czekają przecież zakupy czy wożenie dzieci na zajęcia dodatkowe. Czasu na spokojną, relaksującą kąpiel po której z wdziękiem angielskiej księżniczki udam się do łóżka lub na zasłużony masaż wiecznie brak. Prysznic matki trwa kilka minut i kończy się brutalnym powrotem do rzeczywistości. Choroba tylko czeka by zaatakować.

Fot. ©sumire8/Fotolia

Fot. ©sumire8/Fotolia

Brak mi czasu na chorobę

Odkąd jestem mamą, kompletnie nie mam czasu również na chorowanie. W zasadzie zastanawiam się, co robiłam w okresie przed pojawieniem się trio na świecie. Nie przypominam sobie, abym cierpiała na permanentny nadmiar czasu, a przecież powinnam. Jako matka zwykle pierwsza wstaję i ostatnia kładę się do łóżka. Mam milion rzeczy do odniesienia na miejsce, wyprania, ugotowania i zapamiętania. Planuję domowe menu, robię zakupy i mieszam w garach. Dbam o te moje szkraby najlepiej jak potrafię. Gdy zachorują inhaluję, wycieram gile, oklepuję, smaruję, przykrywam, przytulam i budzę się wraz z każdym kichnięciem lub kaszlnięciem sto razy w ciągu jednej nocy.

By nie chorować dbam o zdrową dietę, biegam i łykam suplementy. Zwykle ten zestaw plus nastawienie do życia owocują w sukces, ale jeśli organizm robokopa, wróć: matki, nie domaga, reaguję z prędkością światła. Apteczka w naszym domu jest na bieżąco uzupełniana i posortowana rodem z Perfekcyjnej Pani Domu. Wielomatka nie ryzykuje, wielomatka jest zawsze idealnie przygotowana. Sekcja dla dzieci zawiera produkty na ząbkowanie, gorączkę, katar, kaszel, do inhalacji, rozgrzania, wspierające jelitówkę i stawiające organizm na nogi po chorobie. DO tego mnóstwo kolorowych plasterków, które już za pomocą barwy i obrazka o połowę zmniejszają ból. Podobnie szeroki asortyment ma apteczka mojego męża. Wszak nie od dziś wiadomo, że chory facet jest gorszy od chorej trójki dzieci, że już katar może go uśmiercić, a kaszel zwala z nóg bez względu na to, czy jest suchy czy mokry. Z resztą, który facet w ogóle to rozróżnia i sprawdza, hmm? Oni dla odmiany nie mają sił, by udać się do lekarza. Leżą wyizolowani w sypialni, topiąc się w ciszy i spokoju, przeglądając wiadomości ze świata i ostentacyjnie przecierając pot z czoła.

Co skutecznie redukuje kaszel Zabieganej Mamie?

Zacznijmy od tego, że kaszel, który mnie dopada wiąże się zwykle z odksztuszaniem i jest tzw. kaszlem mokrym. W okresie choroby staram się nawilżać organizm od środka i jeszcze więcej piję. Parzę majeranek, wodę z miodem i cytryną, sięgam po imbir, naturalny sok malinowy i namiętnie podjadam żurawinę. Krokiem nr 2 są inhalacje, wietrzenie pomieszczeń i dbanie o jakość powietrza. Suche powietrze w domu nie jest naszym sprzymierzeńcem, dlatego w ruch idzie nawilżacz i naturalne olejki eteryczne. Moim ulubionym w okresie choroby jest eukaliptusowy. Lubię też tymianek, czarny pieprz i sosnę.

Jeśli domowe sposoby zawodzą sięgam po lek mukolityczny – syrop Mucosolvan, który skutecznie łagodzi kaszel i ułatwia odksztuszanie. Substancją czynną w tym leku jest ambroksol, który zwiększa wydzielanie śluzu w drogach oddechowych, zmniejsza jego lepkość i poprawia czynność rzęsek nabłonka oddechowego, a w ten sposób rozrzedza zalęgającą wydzielinę i poprawia jej transport. W ten sposób syrop wspomaga oczyszczanie dróg oddechowych, ułatwia odkrztuszanie, nie zaburzając przy tym naturalnego odruchu kaszlowego. To szalenie istotne.

Warto jednak wiedzieć, że lek ten nie jest zalecany w okresie ciąży i karmienia piersią. Generalnie każdy lek przyjmowany w tym wyjątkowym okresie należy konsultować z lekarzem. Kobiety w ciąży oraz matki karmiące nie znajdują się w grupie na których koncerny farmaceutyczne testują działanie leków, stąd nikomu nie są znane reakcje.

Dajcie znać, jakie są Wasze sposoby na mokry kaszel? Mnie póki co tej zimy choroba omija szerokim łukiem i oby tak zostało 🙂

 



There are 5 comments

Add yours
  1. kesycodziennosci

    Też tęsknię za białymi świętami. Odkąd jestem mamą śniegu jak na lekarstwo. Za to chroob co nie miara. Mam dwie córki, jedna chodzi już do przedszkola, druga ma 9 miesięcy. Właśnie przechodzimy anginę i zapalenie tchawicy, a rkdizce już też smarkamy i bolą nas gardła. Ale na położenie się do łóżka rodzić nie może sobie pozwolić… O tyle szczęścia, że mój mąż nie jest tak straszny jak to i Ty opowiedziałaś. On się trzyma w chorobie. Zwykle😉


Dodaj komentarz