Czynimy dobro z Malpiszon.pl

drabinka gimnastyczna na plac zabaw z atestem malpiszon.pl

Kiedy prawie pięć lat temu zaczynałam pisać bloga, do głowy mi nie przyszło, że miesięcznie zaglądać tu będzie 50.000 osób. Szczerze mówiąc do dziś tego nie ogarniam. Od zawsze pisanie sprawiało mi frajdę. Zawsze z radością pisałam wypracowania, dużo łatwiej zaliczało mi się egzaminy pisemne, gdzie mogłam rozwiązać jakiś problem, wyrazić swoje zdanie. Pewnie dlatego najlepsze oceny miałam zawsze z socjologii. Jednak, gdy dziś piszę do Was siedząc pod kocem, z zieloną herbatą i Hanką śpiącą u boku, ciężko mi uwierzyć, że ten tekst trafi co najmniej do 7.000 osób. Wyobrażacie sobie wyjść na scenę, gdy na sali oczekuje na Was taki ogrom ludzi? Ja również nie! 🙂 Ale do brzegu.. Długo zastanawiałam się, jak wykorzystać tę moc, jaką macie Wy, cudowni Czytelnicy mojego bloga. Na starcie wymyśliłam, że mogłabym angażować się w akcje charytatywne. W zasadzie to Wy regularnie pisaliście do mnie z prośbami wszelkiej maści. Nawet nie wiecie, jak ciężko się odmawia na prośby o publikację zbiórki na chore dziecko, partnera, rodzica, pieska, czy kotka. Tego typu wiadomości dostaję do dziś po kilka w tygodniu. Zaangażowałam się dotąd dwa razy i za każdym razem spadała na mnie lawina wiadomości, jakim kluczem się kieruję, dlaczego udostępniłam tę a nie inną zbiórkę itd. Ciężko mi na to reagować, bardzo przeżywam te wszystkie historie, ale nie mogę być tablicą ogłoszeń, nie mogę publikować tych wszystkich zbiórek i treści. Pogodziłam się z faktem, że nawet w te całe 50.000 osób nie uratujemy wszystkich potrzebujących. Poza tym angażuję się całym sercem, śledzę etapy choroby, bardzo emocjonalnie do tego podchodzę i kosztuje mnie to sporo energii. Musicie uwierzyć, że to nie jest tylko magiczny klik „udostępnić”. Zaczęłam zatem myśleć, jak jeszcze mogę wykorzystać potencjał bloga, by czynić dobro.

Na początku były wydawnictwa

Wydawnictwa zgłaszają się do mnie równie często, jak organizatorzy zbiórek. Wydawnictwa oczekują ode mnie przeczytania książek, które mi wyślą, napisania recenzji, rekomendacji i wykonania zdjęć do artykułu. Taki tekst uruchamia machinę promocji. Pojawia się wpis na fanpage’u, instagramie, link aktywny na stories. Dla mnie to kolejna lista zadań. Trzeba monitorować aktywność, reagować na komentarze i wiadomości prywatne. Mimo, że kocham czytać, to jako mama trójki nie mam na ten moment tyle czasu na tę pasję, niż bym chciała. Cudownie byłoby siedzieć i czytać, gdyby mi jeszcze za to płacili. Praca marzeń! Niestety aż tak kolorowo to nie wygląda, a ponieważ blog to nie tylko pamiętnik, ale również moje źródło dochodu, generujące spore koszty czasu, serwera, reklamy, muszę na nim zarabiać.

Jak zatem rozwiązałam kwestię współpracy z wydawnictwami? Kupuję książki prywatnie. Nie mam ciśnienia z terminem publikacji recenzji, czytam dla przyjemności, a nie z powodu poczucia obowiązku. Oddycham spokojniej, a i recenzja pisze się często sama, gdy nie ma presji. Jeśli jakieś wydawnictwo daje mi taki komfort, ale nie ma środków na reklamę, proponuję mu barter, a otrzymane książki albo trafiają za cele konkursowe albo zasilają szkolną bibliotekę. Konkurs to dla mnie sporo pracy, wiąże się z napisaniem regulaminu, kontrolowaniem przebiegu, nagłośnienia i dopilnowania wysyłki nagród. Z braku czasu nie organizuję ich więc zbyt często. O wiele bardziej wolę nowymi książkami zasilić szkolną lub gminną bibliotekę. Wtedy mam poczucie, że skorzysta na tym sporo ludzi i pewnie tak jest.

Jak wygląda kwestia współpracy z blogiem?

Czasami zgłaszają się do mnie firmy, które chciałyby zaistnieć na blogu, bo mam wśród Czytelników ich grupę docelową, np. mamy, czy osoby budujące, urządzające dom. Każdy bloger chętnie podejmie się współpracy, gdy reklamowany produkt spełnia jego oczekiwania, sam chętnie by go kupił i w zasadzie to i tak uprawia marketing szeptany na jego temat. W idealnej opcji bloger akurat sam czuje potrzebę zakupu danej rzeczy, bo np. zepsuł mu się odkurzacz, czy ekspres do kawy. Sama tak miałam wielokrotnie i naturalnie, korzystałam z tej okazji. Czy i wy nie macie tak, że jak smakuje Wam chleb z konkretnej piekarni albo wypatrzycie promocję w markecie to dzielicie się taką wiedzą z najbliższymi? Czy jeśli zobaczycie u sąsiadki super fryzurę, czy piękną sukienkę, to nie pytacie o źródło? Bo ja pytam i później korzystam z tych rekomendacji. Podobnie efekt uzyskuje się polecając produkty na blogach i w mediach społecznościowych. Teksty te zaspokajają potrzebę lub właśnie ją budują.

Malpiszon.pl – firma dla której dzieci są ważne

Firmę malpiszon.pl odkryłam szukając oryginalnych pomysłów na urządzenie pokoju najstarszej córki. Mają w swojej ofercie drabinki gimnastyczne. Okazało się, że drabinki, które dotąd kojarzyły mi się z nudnymi, drewnianymi zabudowaniami na salach korekcyjnych, można unowocześnić, zbajerować, stworzyć jakby na nowo, tak by cieszyły oko i ciało. Przyznam, że wciąż namawiam męża, by znaleźć miejsce w naszym domu, by taką zamontować, ale ścian i pomieszczeń wciąż nam za mało, a moja remontowa fantazja zdaniem męża nie zna granic.

Kiedy zaproponowali mi współpracę głowiłam się, co dobrego możemy wspólnie zrobić? Musicie wiedzieć, że mieszkam na wsi, a wieś ma podzielona jest na dwie części czteropasmową drogą krajową. Nasza część wsi to głównie zabudowy szeregowe, a to oznacza dużo dzieci, którym brak placu zabaw. Serio! Wciąż nie wiem, jak to się stało, że ktoś wyraził zgodę na te wszystkie osiedla, nie dbając o najmłodszych. Zastana sytuacja sprzyja kreatywności rodziców. Szybko okazało się, że znaleźliśmy miejsce na wspomniany plac zabaw i z radością zaczęliśmy go tworzyć. To dzięki pracy wielu rodziców udało się zagospodarować przestrzeń na której stanął zestaw sprawnościowy z poręczem od malpiszon.pl

Pomaganie jest proste!

Okazało się, że gdy po drugiej stronie masz firmę z misją i sercem dla której dobro i rozwój fizyczny dzieci jest szalenie ważny, łatwo jest nawiązać satysfakcjonującą obie strony współpracę. Pomyślcie tylko.. gdyby ta drabinka stanęła na moim ogrodzie, cieszyłaby jedynie troje dzieci plus czasowo naszych gości. Stojąc na ogólnodostępnym placu, daje radość całej wsi. Czyż to nie jest piękne?

Zestaw sprawnościowy idealnie spełnia się w roli testera umiejętności starszych dzieci dla których huśtawka, czy piaskownica to już na placu zabaw zbyt mało. Lenie daje radość już samo wspinanie się na górę. Drabinka ma ponad 220cm wysokości, robi więc wrażenie i wygląda imponująco. Posiada również dwie poręcze, dzięki którym i matka może zadbać o mięśnie brzucha wykonując brzuszki, czy pompki. Umówmy się jednak, że na ten moment mam tak słabe ręce, że oszczędzę Wam widoku, by się nie kompromitować 😉 Mojej akrobatce regularne ćwiczenia mięśni głębokich nie straszne, więc gdy tylko pogoda pozwala, wędrujemy po szkole trenować na powietrzu. Latem będziemy mogli z pomocą drabinki tworzyć bazę, a plac zabaw będzie tętnił życiem, bo jeden dobry ruch powoduje, że i inni rodzice uruchamiają kreatywność i znajomości, by dzieciom żyło się piękniej.

Sama z wypiekami na twarzy wspominam akrobacje, które wykonywałam na trzepaku. Jak dobrze, że był on umiejscowiony poza widokiem z naszego okna, bo wtedy mama na bank zaliczałabym kilka razy dziennie zawał serca 😉 Wspomnienia te żyją we mnie do dziś i liczę na wymalowanie podobnych wspomnień w umysłach wielu dzieci z naszej wsi. Jestem wdzięczna losowi, że dzięki blogowaniu udaje mi się robić coś dobrego dla naszej małej społeczności i że są takie marki, jak Małpiszon, dla których pomaganie jest fajne.

Po co Wam to piszę?

Chcę, abyście mieli świadomość, że chcieć to móc. Może zainspiruje to kolejne firmy, czy osoby do pomagania i dbania o lokalne potrzeby dzieci. Ostatecznie warunki w jakich przyszło im żyć często można drobnymi gestami poprawić. Nie od razu trzeba się rzucać na wielkie inwestycje, ale może wspólnie posprzątacie park albo plac zabaw na którym bawią się Wasze dzieci? Może jakieś zdolne ręce stworzą piaskownicę albo posadzą kwiaty? Możecie też posortować książki i wspomóc lokalną bibliotekę? Może macie jakieś gry z których ucieszą się dzieci spędzające czas w świetlicy szkolnej? Pamiętajcie, że dzieci najwięcej uczą się przez obserwację. Jeśli my będziemy czynić dobro, istnieje szansa, że ziarenko pomocy zakiełkuje i w naszych dzieciach.

Jeśli udało Wam się już coś dobrego zrobić, zainspirujcie innych rodziców i podzielcie się pomysłami w komentarzu. Dajcie również znać, kto z Was pamięta jeszcze, co to trzepak? Wiecie, że gdy zrobiłam ankietę na instagramie to 20% moich obserwatorów tego nie wiedziało?

 

 



There is 1 comment

Add yours
  1. Anna

    Trzepak to było miejsce zbiórki 😉 Na nim fikołków nie było końca, zabawy i szaleństwa. Często siedząc z przyjaciółkami z dzieciństwa było to miejsce zwierzeń, radości ale i czasem smutków. To były piękne lata naszej młodości. Żadnej elektroniki, tylko piłka, guma do skakania, kreda ,klasy podchody i wiele innych zabaw .Miło powspominać mój osiedlowy TRZEPAK ❤


Dodaj komentarz