Ulubione lalki – moje i dziewczynek

artyk lalka z długimi włosami do czesania

Jakiś czas temu przeczytałam, że obecnie lalki jako zabawki odchodzą do lamusa, a dzieci mając tak wiele innych możliwości, sięgają po zupełnie nowe formy zabawy. Jako mama dwóch dziewczynek nie do końca się z tym zgadzam. Owszem, lalki przeszły rewolucję, ale formą wciąż przypominają mi moje własne dzieciństwo. Wzruszają, bawią, uczą i wielokrotnie są powiernicami dziecięcych sekretów. Moje dziewczynki je uwielbiają, choć ja sama przez jedną lalę omal nie utonęłam. Starsza z uwagi na wiek częściej sięga po Barbie, a młodsza zachwyca się Natalią. Aby mogły razem bawić się i uczyć otrzymały ostatnio lalki z jednej kolekcji i powiem Wam, że to był strzał w dziesiątkę, a ja oglądając je podczas zabawy przypomniałam sobie swoje lalki i dziś Wam o nich trochę więcej opowiem. Startujemy jednak od rozgadanych i chodzących lalek dla dzieci, które gwarantują wyśmienitą, a co najważniejsze wspólną zabawę obu sióstr.

Natalia – lalka, którą pokochały moje córki

Od zawsze inspirują mnie wielomatki. Podziwiam te kobiety za mnóstwo rzeczy i cech, które mają w sobie. Inspirują mnie też ich rekomendacje, ponieważ zakładam, że jak jakaś zabawka przetrwa w domu, który zamieszkuje np. piątka dzieci to zdała test wytrzymałości na 5+ i warto się nią zainteresować. Tak też było z lalkami dla moich dziewczynek. Pierwszy raz wypatrzyłam je u Marty z bloga Tosinkowo i planowałam kupić dobry rok temu. Wypadło mi to jednak z głowy i wróciło jak bumerang, kiedy to Hanka zaczęła kraść wózki i lalki innym dziewczynkom na osiedlu. Wózków u nas w domu dostatek (uroki posiadania starszej siostry), ale lalek miałyśmy deficyt. Lenka miała w sumie tylko jedną lalę po przejściach, której za nic w świecie nie chciała Hance oddać ani nawet pożyczyć. Rozpoczęłam zatem poszukiwania i po raz kolejny wpadłam na lalki z kolekcji Natalia.

Prezentem dla najmłodszej stała się szybko Natalia z pieskiem. Jak wiecie mamy szczeniaka border collie, który tworzy zgrany team z dziećmi, a szczególnymi względami obdarza najmłodszą Hanię. Nasza mała psiara kocha Holly miłością absolutną, więc jako mama zwyczajnie wiedziałam, że lalka w komplecie z pieskiem ucieszy ją dużo bardziej niż lala bez pieska 🙂 Natalia wyprowadzająca pieska potrafi mówić, śpiewać i chodzić, ciągnąc za sobą wspomnianego psiego przyjaciela. Dodatkowo ma wszystko, czego od lali oczekuje moja córka. Łatwo ją zabrać ze sobą na spacer, można ją ubierać w różnego typu ubranka i można czesać jej włosy. Lalkę uruchamia się poprzez naciśnięcie przycisku na jej klatce piersiowej, co nasz córka opanowała w mig. Dodatkowy plus jest taki, że lalka sama się nie włącza. Nie ma więc obaw, że wystraszy dziecko w nocy lub niczym wyjęta z horroru zacznie sama chodzić.

Lalki funkcyjne mają to do siebie, że nie tylko bawią, ale i uczą. Drugim moim wyborem po przejrzeniu oferty stała się zatem Natalia ucząca dzieci języka angielskiego. To tak na wypadek, gdyby moim córkom przyszło do głowy śpiewać po angielsku. Chciałabym, aby robiły to lepiej ode mnie 🙂 Ta większa lala trafiła w ręce Lenki i teraz dziewczyny mogą się wspólnie bawić, a całość odbywa się bez kłótni i wyszarpywania sobie wzajemnie lalek z rąk. Wiecie, jaki to luksus? 😉

W zestawie z lalką-nauczycielką Lenka znalazła książeczkę z obrazkami i pisownią poszczególnych słówek i zwrotów w języku angielskim, wraz z polskim tłumaczeniem. Ta lalka podobnie jak Natalia z pieskiem, wydaje dźwięki po naciśnięciu przycisku, który nawet najmłodsze dzieci potrafią świetnie namierzyć.

Matko i córko! A co dla syna?

Sklep Artyk w którym zamówiłam obie Natalie poza lalkami ma w swojej ofercie mnóstwo innych zabawek. Wśród nich udało mi się znaleźć także świetną grę dla Maćka, która stała się hitem wśród odwiedzających nas dzieci. Mowa o grze zręcznościowej Igloomania. Gra przeznaczona jest dla 2-4 graczy po piątym roku życia a w zestawie znajdziecie:

  • 64 lodowe bloki
  • 4 lodochwytacze pingwinów
  • 2-częściowy stelaż konstrukcji igloo
  • podstawę igloo z drzwiami

W zależności od wieku i zręczności graczy, producent przewidział dwie wersje gry. Zabawa polega na zbudowaniu igloo z dołączonych bloków. Gracze wcielają się w rolę pingwinów i próbują wykraść jak najwięcej lodowych bloków tak, by nie zniszczyć igloo i nie przewrócić stojącego na górze Eskimosa. Ten gracz, którego ruch spowoduje zawalenie konstrukcji – przegrywa.

Starszaki pokochały Igloomanię! Już samo układanie bloczków sprawia im wielką frajdę. I choć na dworze pogoda już letnia to bardzo często przedpołudnia w które Lenka ma na drugą zmianę spędzamy właśnie budując igloo. Grę lubi także Maciek i jego rówieśnicy, dlatego polecam Wam ją jako gwarancję udanych rozgrywek dla dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym.

Gdy poznaliście już zabawki dziewczynek, nadszedł czas na obiecany we wstępie wspomnienia i sentymenty Zabieganej Mamy. Postanowiłam, że opowiem Wam przy okazji o moich ulubionych lalkach. Ciekawa jestem, czy i Wy ze szczegółami pamiętacie jakieś zabawki z dzieciństwa. Jeśli tak to koniecznie się tym ze mną podzielcie!

Lalka imitująca dziecko przez którą omal nie utonęłam

Trafiła w moje ręce na jednym z festynów organizowanych z okazji Dnia Dziecka. Pamiętam, że była olbrzymia, ledwo byłam ją w stanie udźwignąć. Miała wypchany tułów, gumowe ręce, nóżki i wielką głowę. Ta łysa głowa była ozdobiona różową czapką z daszkiem. Dodatkowo lala była odziana w różową sukienkę i majteczki z uroczymi falbankami, a w moich dziecięcych oczach do złudzenia przypominała żywego bobasa.

Rodzice musieli się nieźle wykosztować, bo w tamtych czasach zdobycie podobnej lalki graniczyło z cudem. Jako dziecko zupełnie nie zdawałam sobie jednak z tego sprawy i bardzo szybko niemal się nie utopiłam w pobliskim stawie kąpiąc moją lalkę i polewając jej tą łysą głowę wodą zaczerpniętą do znalezionej puszki po jakiejś konserwie. Nad to jezioro wybrałam się z sąsiadką mojej Babci, Patrycją. Podczas kąpieli czapka z daszkiem wpadła do stawu, próbowałyśmy ją wyciągnąć pałkami tataraku i trwało to na tyle długo, że na dworze zdążyło się ściemnić. Szukało nas wtedy całe osiedle i pierwszy raz dostałam za tą wyprawę lanie.

Równocześnie w naszym domu zamieszkała druga, niemal identyczna, tylko ubrana na niebiesko lalka mojej młodszej siostry. Ta druga była nadmiernie chorowita. Siostra leczyła ją zastrzykami wykonywanymi fioletowym flamastrem. Stan lalki szybko stał się opłakany, a mama wzdychała, że tyle pieniędzy zostało wydane na lalę, której córka nie szanuje. Nie mam pojęcia, co się później z tymi lalkami stało i strasznie żałuję, że mama ich nie zatrzymała.

Lalka z włosami po pas

Była moją ulubioną. Jej długie, falowane blond włosy, sięgały aż do pasa i to na niej uczyłam się robić dobieranego warkocza, koszyczek i kłosa. Pamiętam, że czesząc ją inicjowałam scenki, że jest bardzo znaną piosenkarką, a ja sama fryzjerką gwiazd. Wplatałam jej w te włosy kolorowe wstążki, malowałam jej poliki sokiem z buraka i podkradałam mamie błękitne cienie do powiek, by odpowiednio ją wystylizować przed koncertem. Później w ruch szło opakowanie dezodorantu w sprayu, lala siadała na poduszce, a ja szybko wskakiwałam na łóżko i wcielałam się w jej rolę wyśpiewując jakieś angielskie przeboje. Oczywiście angielskiego nas wtedy nie uczono, ale udawałam z takim przekonaniem, że potrafiłam na przystanku skutecznie zmylić starsze panie oczekujące na ten sam autobus. Miałam śniadą karnację i loki. Z sezonie letnim z powodzeniem mogłam udawać Mulatkę.

Lalka z włosami po pas, zwana Elizą, żyła ze mną szczęśliwie do dnia, kiedy to młodsza siostra postanowiła pozbawić ją włosów. Złość moja była wtedy olbrzymia, a lala natychmiast straciła na atrakcyjności i została zastąpiona kolejną.

Lalka ze zginającymi się rękami i nogami

Od zawsze była jedynie na liście moich dziecięcych marzeń, gdyż w posiadaniu jej była tylko jedna sąsiadka na naszym podwórku. Inne dziewczynki miały tzw. substytuty, czyli tam marne podróbki słynnej Barbie, którym co najwyżej można było zdjąć zupełnie głowę. Do dziś pamiętam uczucie zazdrości, jakie towarzyszyło mi, gdy Ola wynosiła swoją lalę ze zginającymi się rękami i nogami na koc. Na tych kocach wysiadywałyśmy popołudniami, bawiąc się lalkami, przebierając je po sto razy na godzinę, szyjąc im ubranka i robiąc domki z pudełek po butach. Moja kreatywność jako małej krawcowej sięgnęła zenitu, kiedy postanowiłam pociąć mamie koronkową sukienkę, aby zrobić z niej mojej lalce suknię ślubną z welonem. Suknia była tak zjawiskowa jak złość mamy, która odkryła mój spisek.

Idealny prezent na Dzień Dziecka

Wpis ten celowo napisałam teraz, kiedy wiele z Was zastanawia się, co warto kupić w prezencie na zbliżający się Dzień Dziecka. Pamiętajcie, że każda prezentowana na moim blogu zabawka jest osobiście przetestowana przez trójkę niezawodnych testerów i ich przyjaciół. Macie zatem pewność, że korzystając z naszych rekomendacji nie traficie na bubel.

Czekam na Wasze historie z ulubioną zabawką w tle a na deser zostawiam kilka kadrów moich dziewczynek podczas zabawy na poddaszu, które niebawem przejdzie olbrzymią metamorfozę i przekształci się w pokój z łazienką 🙂

 

 

 

 



There are no comments

Add yours

Dodaj komentarz