Jak zrealizować marzenie o pięknym ogrodzie, gdy jedyne co u Ciebie kwitnie to aloes?

kwiaty

Stała się rzecz niezwykła. Matka postanowiła mieć ogród. Nie porywam się na warzywniak, ale kwiaty, kwiaty cudne, kolorowe mi się zamarzyły. Dodam, że do tej pory jedyne kwiaty, które ze mną wytrzymały to trzy egzemplarze, a każdy z nich ma swoją osobną historię i miejsce. Zupełnie jak mężczyźni w życiu kobiety.  Pierwszym jest storczyk, który dostałam od Karoliny. Musiała mi go dać od serca, bo ja gościa kompletnie nie podlewam, ja go zalewam raz w miesiącu po sam korek i skubany rośnie jak głupi. Do tego stopnia, że się mnie goście pytają, co ja z nim wyczyniam, że on taki piękny. A ja go olewam, aż wstyd się przyznać, ale na prawdę tak jest. To z tego względu wykombinowałam sobie, że on na bank musi być facetem, takim wiecie, co im bardziej Wy go olewacie tym bardziej on się stara. Znacie ten typ? Nooo.. to taki jest właśnie mój storczyk. Karol znaczy się, bo imię po Karolinie odziedziczył.

Drugi jest aloes Antek. Kupiłam go kiedyś jako ozdobny w IKEA i ten to tak wybitny, że  przetrwał bez przesadzania w mini doniczce już 5 lat. Zaliczył z nami przeprowadzkę, totalną suszę, gdy go ustawiłam w sypialni i zapomniałam podlewać przez dwa miesiące i wciąż ma się świetnie. To taki facet – skarb. Nie pije a żyje 🙂

Trzeci jest zamiokulkas Zygmuś. Te to podobno kochają każdego i w każdym domu się wdzięczą. Oficjalnie wywaliłam go z salonu, bo doczytałam, że to osobnik trujący, a moja Hania wspina się teraz wszędzie i gotowa go zniszczyć i zjeść.

Historia tulipanów, które nie urosły

Mam jeszcze w domu coś co kocham miłością absolutną. To zioła na kuchennym parapecie. Bazylia, mięta, szałwia i rozmaryn to moje najulubieńsze. Nie kupuję ich w marketach, korzystam w tej kwestii z lokalnej szkółki. Dzięki temu są odporne i dłużej ze mną wytrzymują. Mam też ogród, a na nim tuje i trawę. Uwielbiam przesiadywać na tarasie i nawet teraz z niego do Was stukam w klawiaturę. Marzył mi się taras pełen kwiatów, ale brak mi cierpliwości, by zasiać od podstaw, choć oglądanie własnoręcznie wysianego kwiatka na bank ma swój urok. Jesienią kupiłam mnóstwo cebulek tulipanów. Fioletowe, różowe, białe, gładkie i strzępiaste. Wyglądałam ich wiosną niemal każdego dnia. Zaniepokojony eM. wreszcie zapytał po co ja w tej ziemi grzebię i czego tam szukam i omal nie padł ze śmiechu, gdy usłyszał, że ja się tam tulipanów spodziewam. Wszak skoro u sąsiada takie cudne już zakwitły to może tym moim chociaż liście powinny o tej porze wyrosnąć, hmm? Okazało się, że zapomniałam je włożyć do ziemi i one nadal leżą w garażu. Taki wstyd!

Pracuję jednak nad swoją konsekwencją i się odgrażam, że jeszcze kiedyś architekt ogrodu ze mnie będzie a kwiatami zaskoczę nie tylko czytelniczki bloga. To dlatego pytałam Was, jaki rodzaj kwiatów na taras polecacie i oczywiście wygrały surfinie. Kolorystycznie dobrałam do nich jeszcze fuksje. Podobno decydując się na kwiaty należy uwzględniać nie tylko warunki w których mają docelowo przebywać, ale warto też mieć rośliny o podobnych potrzebach w kwestii nawożenia, podlewania, bo wówczas łatwiej wszystko ogarnąć i odnieść spektakularny sukces. Matkę oczywiście zachwycił kolor, bo pasował. Przyznajcie, że nie tylko ja tak mam? 😉

Nawożenie roślin

Jak już wybór kwiatów był za mną to rozpoczęłam wędrówkę internetową w celu opanowania wiedzy tajemnej dzięki której jedni mają fantastyczne kaskady kwiatów a u drugich niby warunki identyczne, a kwiaty mizerne. Okazało się, że poza podlewaniem warto zainwestować w nawóz. Nawożenie jest szalenie ważnym elementem w procesie uprawy i wzrostu roślin, który ja do tej pory pomijałam. Pewnie gdybym nie miała dzieci, użyłabym pierwszego nawozu, jaki wpadłby mi w ręce w markecie. No, ale jestem mamą. Mamą uroczego trio z którego najmłodsza latorośl poznaje świat głównie go próbując. Namierzy każdy, najmniejszy paproch na podłodze, wszystko włoży do buzi, więc i ziemia w doniczkach stała się obiektem jej westchnień i punktem wycieczek. Gdyby wypatrzyła cokolwiek w tej ziemi to jestem przekonana, że w kilka sekund miałaby to już w paszczy. Co, gdyby było chemiczne i szkodliwe? Wolę o tym nawet nie myśleć.

To między innymi z tego względu poszukiwałam nawozów naturalnych. Najbardziej znany i naturalny jest oczywiście obornik, ale wiecie jaki on ma zapach? Cóż.. uznałam, że ciężko byłoby mi się skupić i zrelaksować na tarasie na którym pachnie obornikiem. Poza tym – dowiedziałam się tego z lektury internetu: obornik niestety niesie ryzyko wprowadzenia na działkę po pierwsze pasożytów (no, chyba, że jest pasteryzowanym granulatem z .. kupki zwierząt), a po drugie – pozostałości wszystkich szkodliwych rzeczy, w tym sterydów i antybiotyków, które jadły zwierzęta z chowu przemysłowego. Przyznacie.. słaba opcja 😉 Szukałam więc dalej i.. znalazłam! A jak ja już coś wynajdę i przetestuję to z przyjemnością się z Wami tą wiedzą dzielę, po cichu licząc na rewanż. Dajcie zatem znać, czego Wy używacie pielęgnując swoje rośliny?

Ekologiczny nawóz BiOgardena

Zawiera azot, potas i fosfor, czyli to, co nasze roślinki lubią najbardziej. Nie znajdziecie w nim natomiast szkodliwej chemii, GMO, czy odchodów zwierząt hodowlanych. Ta informacja szczególnie przekonuje mnie jako mamę. Jeśli i Ty jesteś mamą albo masz biegającego po ogrodzie zwierzaka, weź pod uwagę, że po zastosowaniu chemicznych nawozów bardzo często u dzieci występuje pokrzywka niewiadomego pochodzenia. Plan z zabronieniem im tarzania się po trawie raczej nie wypali, więc na niego się nie porywaj. Tu w cenie nawozu kupujemy jeszcze bezpieczeństwo i spokój. Dzieci nie wdychają chemii, nie będą uczulone. Plusem jest również fakt, że tak nawożone owoce czy warzywa nie muszą odbywać karencji oraz nie zawierają alergizujących pozostałości, a przecież głównie z uwagi na zdrowie porywamy się na uprawę własnego warzywniaka.

Składniki nawozów ekologicznych są elastyczne, uwalniają się w tempie dostosowanym do potrzeb kwiatów, ziół, czy warzyw. Działają długofalowo, co jest znacznie lepsze niż jedna dawka uderzeniowa serwowana przez konkurencyjne produkty. Ten nawóz zaczyna swoje działanie w glebie. Najpierw karmi pożyteczne mikroorganizmy w ziemi, a dopiero później, gdy one go przetworzą, nawóz zaczyna robotę u góry, czyli zaczyna karmić nasze roślinki. Jego zapach trochę przypomina karmę dla psa. Tu warto nadmienić, że produkt jest bezpieczny dla dzieci, zwierząt, pszczół i organizmów, które żyją pod ziemią. Przyjazna jest również jego cena. Za 1kg granulek lub 500ml super wydajnego nawozu interwencyjnego w płynie zapłacicie ok. 25zł. Produkt jest polski, dopuszczony do sprzedaży i użytku na terenie UE jako ekologiczny a to oznacza, że używając go nie przyczyniacie się do niszczenia środowiska.

Jak używać nawozów BiOgardena?

To banalnie proste. Wystarczy wymieszać granulki z ziemią a następnie posadzić kwiatka i go podlać. W przypadku nawozu w płynie, po który sięgamy gdy nasze rośliny potrzebują dodatkowego wsparcia (np. przesuszyły się podczas naszego urlopu lub odwrotnie – zmarzły albo podjadł je jakiś robal i cierpią) wystarczy rozcieńczyć produkt z wodą i podlać lub spryskać kwiaty. Nawozić możecie kwiaty, warzywa, owoce, a nawet drzewa. Sposób użycia jest dokładnie rozpisany na opakowaniach. Pełną ofertę nawozów znajdziecie tutaj.

Zobaczcie, jak pięknie prezentują się w tym roku moje kwiaty! Jestem z nich naprawdę dumna i czekam na oklaski 🙂 Trawnik mam mniej imponujący, ale po sukcesie kwiatowym nabrałam ochoty na ładną trawę. Ciężko jest mi jednak o nią zadbać przy dzieciach, dlatego domówiłam jeszcze nawóz do trawników i zaaplikuję go dzień przed urlopem. Dam znać, jakie będą efekty tego ekologicznego SPA.

Pochwalcie się swoimi roślinami. Na co się zdecydowaliście? Które kwiaty najbardziej się Wam podobają i najdłużej cieszą oczy?

Uwaga, niespodzianka! Firma Biogardena udostępniła na swoim profilu moja recenzję i zaproponowała dwa zestawy nawozów dla Czytelników bloga. Bawimy się na facebooku (post podpięty) do najbliższego poniedziałku. Zapraszam!



There are 24 comments

Add yours
    • Elwira

      U mnie zioła zawsze na parapecie, a te na ogrodzie same się pilnują z roku na rok odrastają. Najpiękniej w tym roku rośnie mi melisa, chyba wyczuła, że jest idealna na nerwy matki 😀

  1. Karolina

    Ja niestety mam tylko balkon, ale mam tam namiastkę ogródka. A co do storczyków, o tak, moje też rosną jak szalone, a jedyne co przy nich robię to podleję raz na jakiś czas. Mówią że to kwiaty dla leniwych 😉

  2. Ja Zwykła Matkaa

    Jestem zauroczona begoniami, mam ich sporo właśnie w doniczkach. Lubię je bo kwitną aż do jesieni :). Pięknie tam u Ciebie pozdrawiam.

  3. Natalia

    Gdyby nie moj mąż to z ogrodka by nie bylo nic, nawet trawa by nie urosla bo jej tez podlewac mi sie nie chce 😀 storczyki kocgam za to co Ty- nie trzeba ich podlewać zbyt czesto 🙂 my matki jestesmy zarobione czym innym:D


Odpowiedz na „MarlenaAnuluj pisanie odpowiedzi