Sprawdź, co robi dziecko, które ma pustą szklankę?

woda relacje z dzieckiem

Bardzo dużo czytam ostatnio o wychowaniu bez kar, nakazów, czy nagród. Chciałabym opanować sztukę nawiązywania relacji z dzieckiem na wyższym poziomie, bo o ile nie stosuję systemu kar to nagrody zdarza mi się dzieciakom obiecać i dawać. Chciałabym, by moje dzieci nie potrzebowały rodzicielskiej dyscypliny. W zasadzie to wpływ na to miała obserwacja dzieci osób niepełnosprawnych, poruszających się na wózkach inwalidzkich. Wiesz, że jedna z moich znajomych porusza się tak w asyście 2,5-rocznego dziecka? Tak, dobrze czytasz! Duże miasto, tramwaje, samochody, a ten mały człowiek jest tak ostrożny i zdyscyplinowany, że do głowy mu nie przyjdzie gdziekolwiek się wyrwać, pobiec, uciec mamie. Zastanawiałam się, co miało na to wpływ? Czy chodzi tu o system wychowania, czy raczej o fakt, że dzieci te działają wykorzystując instynkt samozachowawczy? Może działa on u nich na wyższym poziomie niż u dzieci, które mają pełnosprawnych rodziców? Logiczne, że moje przedszkolaki mają świadomość, że ja zawsze ich dogonię, złapię, wyprzedzę, uratuję. Postanowiłam wprost zapytać znajomej, co ona o tym myśli i dzięki temu powstał ten tekst. Sprawdź, czego mnie nauczyła. Możesz jedynie skorzystać.

Niepełnosprawny rodzic i pełnosprawne dziecko

Nina porusza się na wózku od urodzenia, ale nie pozwoliła, by zawładnął on jej życiem. W zasadzie, gdy poznasz Ninę to w ciągu kilku minut przestajesz dostrzegać, że jest niepełnosprawna. Ta kobieta to prawdziwa petarda. Pracuje w dużej korporacji, ma ułożone życie małżeńskie i wspomnianą 2,5-roczną córeczkę Zuzię. Nie ma w tym nic szokującego. Pomyślisz pewnie, że miała szczęście, trafiła na swoją drugą połówkę i żyje podobnie do Ciebie. Być może ucieszysz się nawet i pogratulujesz. Jeśli jesteś zołzą zaczniesz szukać drugiego dna, ale nie o tym jest ten tekst i lepiej dla Ciebie abyś szybko wyrzuciła te myśli z głowy. Nina żyje w dużym mieście, we Wrocławiu. Tak, tego pełnego niebezpieczeństw, z ruchliwymi ulicami, rowerzystami, gdzie przejścia dla pieszych w większości nadzorują światła. I ona po tych ulicach spaceruje z 2,5 roczną córeczką. Kiedy poznałam je na placu zabaw zrobiło mi się głupio. W pocie czoła w ogóle tam doczłapałam pchając wózek i goniąc za dwójką starszaków. Na nic były nasze ustalenia i moje nawoływania. Gdy tylko zobaczyli plac zabaw pobiegli w jego kierunku, ile mieli sił w nogach. Tymczasem ona spokojnie bujała małą na huśtawce. Mijałyśmy się tam jeszcze kilka razy zanim odważyłam się zapytać o to, jak sobie radzi. Moje starszaki w ciągu minuty wpadały na kolejny szalony i niebezpieczny w oczach matki pomysł, a jej córeczka biegała sobie w zasięgu wózka, nie potrzebowała poleceń ani ostrzeżeń. Mało tego! Potrafiły jechać do pobliskiego sklepu po lody, przechodząc przez skrzyżowanie w centrum miasta i zdawało się, że nic sobie z tego nie robią, że to dla nich takie naturalne i bezpieczne podczas, gdy ja – pełnosprawna mama w połowie drogi zamykam oczy i w myślach maluję tragiczne scenariusze. Uwielbiam je obserwować, a nawet rozpoczęłam pracę nad tym, by lekcje jakich udzieliła mi Nina wcielić w życie.

Lekcja I: wyluzować!

Okazało się, że nie tylko ja obserwowałam Ninę. Ona również bacznie przyglądała się z boku mojej relacji z dziećmi. Zawsze uważałam, że daleko mi do przewrażliwionej matki. Nie trzymam kurczowo dzieci na spacerze, daję im wolność, ale z prędkością światła reaguję i uprzedzam o niebezpieczeństwie. Zachowuję się tak, jakby moje dzieci były pozbawione instynktu samozachowawczego. Wychodzę z założenia, że jeśli im o czymś nie powiem to same o tym nie pomyślą, dlatego zdarza mi się krzyczeć:

  • nie wchodź za wysoko, bo spadniesz!
  • trzymaj się mocno!
  • uważaj na huśtawkę!
  • nie kręć się za szybko!
  • itp. itd.

Znasz to? To przybij pionę! A próbowałaś kiedyś skoncentrować się na tym, by przestać wysyłać te komunikaty? Uprzedzam, że nie jest to łatwe, ale gwarantuję, że warto. Jeśli uda ci się zaliczyć taki spacer, czy wyjście do parku, nie zejść na zawał, ugryźć się w język sto razy na tyle skutecznie, by podziałało to spocisz się jak po cardio. Z każdym kolejnym razem będzie łatwiej i przyjemniej. Po dwunastym będziesz w stanie nawet będąc z dziećmi w parku dostrzec, jak pięknie ćwierkają ptaki, czy kwitnie jaśmin. No i przestaniesz się pocić 🙂 Polecam!

Lekcja II: napełniaj szklankę.

W zasadzie to nawet ważniejsza od pierwszej. A o co chodzi z tą szklanką? Już tłumaczę. Wyobraź sobie, że Twoje dziecko ma w sobie szklankę. Aby się prawidłowo rozwijać potrzebuje bezwarunkowej miłości i akceptacji bliskich mu osób. Pełnej akceptacji, nie warunkowej i przypadkowej, bo tu nie ma kompromisów. Logiczne, że jako mama kochasz swoje dziecko bezwarunkowo, ale czy zawsze ono ma świadomość, że w pełni je akceptujesz? Może nieświadomie popełniasz błędy wychowawcze, podcinasz mu skrzydła i nie pozwalasz wzrastać? Warto to przeanalizować.

Twoje dziecko podświadomie wie, że aby się rozwijać musi czuć się kochane. To z tego właśnie względu chce napełniać szklankę, którą ma w sobie Twoją miłością i akceptacją. Czasami Ty masz za dużo obowiązków, być może właśnie urodziłaś młodsze maleństwo i nie dostrzegasz, że szklanka starszego nie jest wypełniona po brzegi. Poświęcasz mu mniej uwagi, podsuwasz zabawki czy gry licząc na chwilę spokoju, a to w konsekwencji prowadzi do ubytków w szklance. I nagle mały człowiek zaczyna się buntować, robi się kłótliwy, czasami marudny, wręcz nie do zniesienia. W gruncie rzeczy on z całych sił walczy wtedy o Twoją akceptację i uwagę. Walczy o napełnienie swojej szklanki. Z tego właśnie względu najwięcej uwagi i miłości potrzebują dzieci wymagające. Maluchy, których szklanki wypełnione są po brzegi nie potrzebują demonstrować światu swojego niezadowolenia. Nie musisz od nich egzekwować dyscypliny, zbędne są także kary i nagrody.

Lekcja III: zaangażowanie.

Większość rodziców jest zdziwionych faktem, gdy odkrywa filozofię szklanki i zaczyna stale dbać o jej wypełnienie. To właśnie w czasie, gdy zaczynają bardziej angażować się w relacje z dzieckiem, spędzać wspólnie czas, towarzyszyć w stawianiu pierwszych kroków na nowych lądach, dzieci się wyciszają, dużo łatwiej z nimi współpracować, a w domu robi się spokojniej. Po buncie ginie ślad.

Pełna akceptacja i miłość to ciężka praca każdego dnia, wiele prób, sukcesów i porażek. Zdarza się, że w naszym mniemaniu dajemy dzieciom dużo więcej niż sami otrzymywaliśmy w ich wieku, trochę się tym rozgrzeszamy, nadrabiamy braki. Mimo tych starań maluch jakby tego nie dostrzegał. Być może problem polega na braku pełnej uwagi? Może te starania są jedynie przebłyskami? Może trwają zbyt krótko? A może oczekiwania dziecka są zupełnie inne od naszych wyobrażeń? Warto to wszystko przemyśleć.

Jest jeszcze jedna rzecz, którą warto praktykować i jest nią dotyk. Nie ważne, czy będzie to klasyczne przytulanie, bitwa na poduszki, łaskotki, czy głaskanie po głowie. Siła dotyku jest olbrzymia i warto korzystać z jej mocy każdego dnia, gdyż bardzo skutecznie wypełnia wewnętrzną szklankę. Dotyku potrzebują nie tylko najmłodsze dzieci dla których jest on pierwszym kanałem przyjmowania miłości. Starszakom i dorosłym również jest on potrzebny do prawidłowego funkcjonowania. Podczas dotyku wydziela się oksytocyna, redukująca napięcia i odpowiadająca za budowanie więzi. Ta natomiast uwalnia odpowiedzialną za energię i motywację dopaminę. Dopamina pomaga nam także radzić sobie z emocjami, wyciszać napięcie i wzmacnia układ odpornościowy. To dlatego tak często we wszelkich poradnikach słyszysz, by na bunt dziecka reagować mocnym przytulasem.

Korzystasz z mocy dotyku? Daj znać, jak Twoje dziecko na to reaguje? Jak wygląda jego szklanka po minionym weekendzie? Staraj się być takim dzbanem z którego zawsze można nalać do pełna.



There are 5 comments

Add yours
  1. Irmina Garaj

    Moje dzieci uwielbiają się przytulać. Robimy to bardzo często i w różnych sytuacjach. Czasami idziemy chodnikiem, wśród tłumy ludzi, a Alan zatrzymuje się i prosi aby go przytulić. Córka bawi sie lalkami, wstaje przytulić się i wraca dalej sie bawić. Dzieci potrzebują tej bliskości

  2. Iga Pani Blond

    Świetny tekst, bo niby się staramy, niby chcemy być świadomymi rodzicami, a jednak w dzisiejszym świecie łatwo stracić czujność, zapomnieć się i zacząć popełniać błędy, czasami dlatego, że jesteśmy zwyczajnie zmęczeni i zdezorientowani ilością obowiązków- takie wpisy przypominają o tym co ważne 🙂

  3. Izabela Urbaniak

    Niesamowicie mądre słowa, ja taram się jak najwięcej czasu spędzać z dzieckiem, bo starszy to uż dorosły młody człowiek i woli chodzic własnymi ścieżkami, młodszy lubi jak razem spędzamy czas. Czy to aktywnie czy też bawiąc się lub czytajac. Widze ze to daje efekty

  4. Anna Olszańska

    Filozofia szklanki przypomniała mi o książce na temat związków, którą kiedyś czytałam. 5 języków miłości. Nie każdy odbiera dotyk jako wyraz miłości. Dotyk to jeden z 5 języków. Pozostałe to pochwały, prezenty, praktyczna pomoc i wspólne spędzanie czasu. U dorosłych oczekiwana forma wyrażania miłości jest zazwyczaj jedna, ale u dzieci należy rozwijać wszystkie równolegle aż z czasem skrystalizuje się jedna główna 😉


Odpowiedz na „Izabela UrbaniakAnuluj pisanie odpowiedzi